Każdy z nas ma w sobie coś z dziecka. I to właśnie tą zasadą zdecydowałam się kierować przy wyborze tegorocznych prezentów pod choinkę. Najwięcej zabawy “kosztowało mnie” znalezienie podarunku dla mojego partnera. Już tłumaczę dlaczego…
W tym roku postanowiłam nie kupować kota w worku i dokładnie sprawdzić produkt, którym zamierzam obdarować swojego mężczyznę. Żeby było śmieszniej, przetestowanie go, umożliwił mi synek koleżanki z pracy. Elektryczna deskorolka to w końcu zabawka dla dzieci – teoretycznie.
Spis treści
SKĄD TAKI WYBÓR?
Powody są co najmniej dwa – jeden bardziej, drugi mniej praktyczny. Nie tak dawno Franek oświadczył mi, że chciałby zmienić sposób dojazdu do pracy na bardziej eko. Mieszkamy całkiem niedaleko jego biura, więc myślę, że taka deskorolka mogłaby się tu sprawdzić.
Poza tym – no cóż – chłopak po prostu uwielbia gadżety, którymi można się pochwalić!
JAK Z FILMU!
Po wypakowaniu deski z pudełka, przez dobry kwadrans zastanawiałam się, w którym filmie sci-fi ją widziałam. Sprzęt prezentuje się bardzo okazale i jednocześnie trochę przeraża – przynajmniej mnie. Bo jak tu jeździć na czymś, co nie ma ani siodełka, ani kierownicy, ani niczego, co pomaga utrzymać równowagę? Miałam się o tym dość szybko przekonać.
PIERWSZY RAZ ZAWSZE BOLI
No chyba, że jest ktoś, kto Cię asekuruje. I to absolutny warunek pierwszej jazdy na deskorolce elektrycznej – jeśli ktoś umie na nią wejść bez wspierania się o drugą osobę, jest dla mnie mistrzem. Mnie pomogła koleżanka – złapać pion udało mi się “już” za czwartym razem! Pierwsza “przejażdżka” po salonie trwała zaledwie kilka minut, ale muszę przyznać, że z sekundy na sekundę, czułam się bardziej stabilnie i zyskiwałam większą pewność w ruchach.
JAK TO DZIAŁA?
Podobnych podejść do tego niezwykłego pojazdu, miałam jeszcze kilka. Bardzo szybko nauczyłam się wchodzić na deskę sama – jak się później okazało, nie jest to takie trudne. Na początku nie mogłam zrozumieć w jaki sposób nią kierować.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że wszystko jest kwestią odpowiedniego balansowania ciałem, a kierunki jazdy zmienia się, przenosząc ciężar ciała na lewą lub prawą nogę. Może brzmi to jak coś bardzo skomplikowanego, ale w rzeczywistości wcale takie nie jest. Słowo harcerza!
PRZEJDŹMY DO KONKRETÓW
Po kilku dniach testowania elektrycznej deskorolki, wiem już co mi się w niej podoba i do jakich elementów mam zastrzeżenia.
Na plus:
- Intuicyjna obsługa. Gwarantuję, że nie trzeba wertować instrukcji, aby nauczyć się jeździć na deskorolce elektrycznej. Im częściej z niej korzystamy, tym lepiej ją “czujemy”. Jakkolwiek to nie zabrzmi, z tą deską po prostu trzeba się zaprzyjaźnić!
- Duża zręczność. To bardzo zgrabne i zwrotne urządzenie – już po kilku jazdach można nauczyć się pełnego panowania nad jego ruchami. Jestem pewna, że deski elektrycznej można używać nawet w zatłoczonych miejscach. To duży plus!
- Bluetooth. Większość desek elektrycznych wyposażona jest w funkcję Bluetooth i głośnik. Oznacza to, że możemy połączyć pojazd z naszym smartfonem i zaplanować sobie playlistę, której będziemy słuchać w trakcie przejażdżki.
- Specjalna aplikacja. W niektórych modelach można też ściągnąć sobie specjalną aplikację, która łączy się z deskorolką i pokazuje konkretne parametry: prędkość jazdy, stan naładowania sprzętu i mapę trasy (GPS).
- Stosunkowo krótki czas ładowania. Czas pełnego naładowania deskorolki elektrycznej oscyluje między 1.5 a 2 godziny. Pozwala ono na przejechanie mniej więcej 20 km (do pracy i z powrotem w sam raz!).
- Dodatkowe akcesoria. Może to nie jest zaleta samej deskorolki, ale dobrze, że ktoś pomyślał o specjalnych torbach, które ułatwiają ich przenoszenie i przechowywanie. Sama deska waży mniej więcej 10 kg, ale nie jest jakoś super poręczna – torba z uchem w takim przypadku, to strzał w dziesiątkę.
Na minus:
- Turbo bajer. Model deskorolki, który miałam okazję przetestować, wyposażony był w specjalne neony, które włączały się w momencie uruchomienia sprzętu. Niektórym może się to podobać, jednak jak dla mnie, to zbędny, nieco cyrkowy dodatek.
- Ryzyko. Przynajmniej w początkowej fazie użytkowania deski. Łatwo tu o upadek i kontuzję, dlatego trzeba zapewnić sobie asekurację.
- Zbytnia czułość. Przy maksymalnej prędkości (15 km/h), deskorolka staje się bardziej czuła na wszelkie nierówności. Łatwo wtedy stracić równowagę.
- Niskie zawieszenie. To dość uciążliwa wada, która uniemożliwia chociażby wjazd na krawężnik.
- Komunikaty głosowe. Ależ to denerwuje! Zwłaszcza, że komunikaty ustawione są na dużą głośność i nie da się ich wyłączyć (przynajmniej w tym modelu, który miałam okazję testować). Koleżanka zdradziła mi, że jej syn zakleja głośniczek taśmą izolacyjną. Może jest to jakieś rozwiązanie…
Jak więc widzicie, deskorolka elektryczna nie jest pozbawiona wad. Mam jednak wrażenie, że zalet znalazłam w niej dużo więcej. Do tego wszystkiego trzeba doliczyć tzw. fun z jazdy takim sprzętem. To najzwyczajniej w świecie, fantastyczne uczucie! I nie zgadzam się z tym, aby było zarezerwowane jedynie dla najmłodszych 😉
Jestem już prawie zdecydowana na kupno. Szukam teraz modelu odpowiedniego dla dorosłego faceta (są takie z terenowymi kołami!). Mam nadzieję, że taki prezent sprawi mojemu chłopakowi wyjątkową radość. No i że czasem mi go pożyczy…