Chcemy tego czy nie – gorączka świątecznych zakupów zbliża się wielkimi krokami. Postanowiliśmy ułatwić Wam poszukiwania prezentów i zrobiliśmy mały przegląd ciekawszych pomysłów. Jako, że jestem jedyną palącą kobietą w redakcji, sprawdzenie IQOS’a padło na mnie. Zazwyczaj lubię testować, ale kiedy mowa o nowościach, podchodzę do nich ostrożnie. W tym przypadku miałam spore ułatwienie, bo przez 7 dni, bez konieczności kupowania IQOS’a, mogłam sprawdzić jak działa. Czy między mną a nowym papierosem zaiskrzyło?
Nie jestem palaczką z prawdziwego zdarzenia. Zazwyczaj sięgam po papierosa kilka razy dziennie. Ale kiedy nadchodzi weekend, potrafię wypalić i pół paczki. Na razie nie chce zrezygnować z palenia, jednak ostatnio mam wrażenie, że tradycyjne papierosy są dla mnie za ciężkie. Nie tylko w kwestii użycia, ale i w skutkach.
Do mocnego zapachu na dłoniach, włosach i ciuchach zdążyłam przywyknąć, choć wolałabym, aby ten efekt uboczny palenia był zminimalizowany. Podobnie jak niewątpliwa szkodliwość dla zdrowia i urody. Właśnie z tych powodów zaciekawił mnie IQOS, który pozostając wciąż papierosem, zdaniem jego twórców, ma dawać „nową jakość palenia”. O co dokładnie chodzi?
Spis treści
IQOS vs klasyczny papieros – czym się różnią?
Znawczynią technologii nie jestem, ale w założeniu IQOS miał realizować konkretny cel – być mniej szkodliwy, delikatniejszy i stosunkowo łatwy w użyciu. Producent twierdzi, że w IQOS’ie nie znajdziemy chemicznych dodatków, a jedynie sam tytoń i że właśnie to ma odróżnić go od typowych fajek. Zamiast spalać, podgrzewa tytoń do około 350 stopni C., dzięki czemu wytwarza o 95% mniej substancji smolistych. Teoretycznie taki papieros miałby też mniej szkodzić moim płucom.
W moim odczuciu dym z IQOS’a nie jest drażniący. Nie śmierdzi i po zgaszeniu zostaje ze mną przez chwilę. Teraz, w jesienno–zimowej aurze, kiedy nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, spróbowałam zapalić go w domu. Obawiałam się kłębów dymu i przysłowiowej „siekiery”. Okazało się, że zapach był wyraźnie wyczuwalny, ale nie uciążliwy – tak, jak przy paleniu klasyków w zamkniętych pomieszczeniach. Moja kanapa i sweter nie przeszły dymem, wiec to mogę uznać za spory plus.
Jak się z nim obchodzić, czyli lampka i wkłady
Oprócz elektroniki, do palenia IQOS’a muszę mieć trochę cierpliwości, bo po włączeniu trzeba zaczekać 5–10 sekund (tyle trwa samo nagrzewanie). Używanie go też wymaga specjalnych wkładów z tytoniem, tzw. Heetsów, które wsuwa się do urządzenia. Maja taki sam ustnik, jak klasyczne papierosy.
Moje wrażenia, czyli jak wygląda codzienne użytkowanie?
IQOS pozwala na kilkanaście zaciągnięć, czyli mniej więcej tyle, ile w klasyku, choć przy dużym wietrze, pali się go trochę krócej. Dym jest mniej gęsty i jakby bardziej przejrzysty. Po dwóch dniach zauważyłam, że nieprzyjemny posmak w ustach zniknął, a po tygodniu moja cera wyglądała nieco zdrowiej – mam nadzieje, że to nie efekt placebo. Rano, po imprezie obudziłam się wreszcie bez drapiącego, przepalonego gardła. Tylko palacze wiedzą, że to jeden z najgorszych – poza zdrowotnymi – efektów całonocnego palenia.
W ciągu tygodnia wydawało mi się, że w mniejszym stopniu odczuwam skutki palenia. Wyrzuty sumienia miałam więc też znacznie mniejsze. Kiedy przypomnę sobie, że nie zasysam już takiej ilości toksyn, czuję się trochę usprawiedliwiona. To działanie psychologiczne nieźle wpisuje się w urządzenie, które ma być postrzegane jako produkt o potencjalnie obniżonej szkodliwości.
Bez zapalniczki, czyli zero ognia i popiołu
Wreszcie nie muszę przekopywać torebki w poszukiwaniu zapalniczki. IQOS ma małe etui, do którego chowa się papierosa – jest ono jednocześnie ładowarką, którą jednak, od czasu do czasu też trzeba zasilić (co moim zdaniem jest dość absorbujące). Wyglądem przypomina trochę powerbanka i na tej zasadzie też działa.
Na początku nie mogłam zapamiętać, że za każdym razem muszę odkładać IQOS’a do środka etui – to dlatego, że wymaga on ładowania po każdym użyciu. W ten sposób, kilka razy nie udało mi się zapalić, bo po prostu bateria była wyczerpana. Chociaż myślę, że ten element nie jest szalenie trudny do opanowania.
Design, czyli o wrażeniach dotykowo – wzrokowych
Z zasady zwracam uwagę na szczegóły. W przeciwieństwie do topornych e-papierosów, wygląd IQOS’a cieszy oko. Producent wypuścił go w dwóch wersjach kolorystycznych. Uważam, że czerń wygrywa, bo po prostu jest elegancka i krótko mówiąc – kobieca. Z drugiej strony biel nie wyróżnia się aż tak i jest nieco bardziej jest subtelna.
Cały czas przyzwyczajałam się do nowego sposobu trzymania papierosa. IQOS dziwnie leżał w dłoni – jest grubszy, niż klasyk, dlatego musiałam trzymać go tak, jak długopis. Odnośnie użytkowania – tutaj, oprócz usunięcia i wyrzucenia wkładu, który czasami zawierusza się w środku, dochodzi kwestia czyszczenia. Trzeba uważać, aby robić to na tyle delikatnie, by nie uszkodzić grzałki.
Smaki są w sumie cztery – moje ulubione menthole (w wersji lżejszej i mocno miętowej) oraz tradycyjne (również w dwóch odsłonach). Tym, czego oczekiwałabym od producenta najbardziej, są nowe smaki, np. waniliowe lub wiśniowe. Myślę, że wówczas ten styl palenia zjednałby sobie wielu fanów, zwłaszcza wśród kobiet.
Mogę powiedzieć, że po tych 7 dniach zaiskrzyło, ale czy jest to prawdziwa miłość? Dopiero zdecyduję. Z pewnością IQOS jako całkiem nowe podejście do palenia, jest wart wypróbowania. Czy przestawienia się? Ja jeszcze nie wiem, choć myślę, że to ciekawa alternatywa – szczególnie, jeśli nie umiemy odmówić sobie papierosa, albo nie chcemy z niego całkiem rezygnować.