To nie jest gra dla niecierpliwych ludzi – nie uświadczycie w niej kosmicznych akcji rodem z Mass Effect, nie wygracie wojny w zaledwie parę minut, a wrogowie zawsze będą dotrzymywać wam kroku. Stellaris jest jak kosmos – chociaż na pierwszy rzut oka niewiele się dzieje, to jednak pozostajemy zafascynowani. Ale kiedy już zacznie się dziać… to lepiej nadążać, inaczej szybko zaczniemy grę od nowa. Oto recenzja Stellaris!
Zobacz również: Na co czekamy na E3?
Spis treści
Miłe kosmicznego początki…
Stellaris wita nas spokojną, ambientową i klimatyczną muzyką oraz estetycznym, futurystycznym interfejsem. Całość jest zaprojektowana schludnie i przejrzyście w sposób, który od razu daje graczowi do zrozumienia, że „to jest gra sci-fi, będzie kosmos„. Zabawę możemy zacząć kilkunastoma stworzonymi na potrzeby gry frakcjami, zdać się na losowość lub też wykreować własną od podstaw, po czym można zaczynać kosmiczną przygodę.
Paradoksy Paradoxu, czyli 4X po raz pierwszy, a jednak łatwiej
Stellaris jest również pierwszą grą ze stajni Paradoxu, która urosła do miana pełnej strategii 4x poprzez dodanie eksploracji (4x oznacza eXplore, eXpand, eXploit i eXterminate, czyli w tłumaczeniu – eksploracja, ekspansja, eksploatacja i eksterminacja). Jeśli graliście w serię Civilization lub wcześniejsze produkcje Paradoxu jak Europa Universalis lub Hearts of Iron – odnajdziecie się bez trudu, nawet mimo kilku uproszczeń i zmian, jakie studio wprowadziło względem swoich poprzednich gier. Jeśli nie – szybki, przyjemny i wbudowany w grę samouczek sprawi, że szybko załapiecie wszystkie podstawy i będziecie mogli zacząć kombinować. Sprawia to, że jeśli chcecie dopiero zacząć swoją przygodę z charakterystycznymi produkcjami 4x od Paradox Interactive – Stellaris jest najlepszą opcją.
Gra mnie okłamała – i bardzo dobrze!
Jak zawsze w takiego typu grach zaczynamy jako mała cywilizacja ze stolicą, gotowa do ekspansji. Gra, zwłaszcza na dużej mapie, potrafi wzbudzić wrażenie bezpieczeństwa – w Europa Universalis zawsze widzieliśmy jakich mamy sąsiadów, z kim przyjdzie nam rywalizować i z kim możemy się zaprzyjaźnić. W Stellaris odkrywamy to sami, a że kosmos potrafi być ogromny, to i długo możemy prosperować w przekonaniu, że wszystkie układy dookoła są tylko dla nas i będziemy mogli swobodnie się rozwijać. Nic bardziej mylnego – na sąsiadów trafimy prędzej czy później i może się nagle okazać, że jesteśmy po prostu małym bąblem gdzieś na skraju galaktyki otoczonym przez gigantyczne imperia (w tym momencie autor recenzji zaczął grę od nowa).
Technologie, flota, surowce, wydarzenia, eksploracja – taka sytuacja
Podstawą gry jest nieustanny rozwój technologiczny, terytorialny i gospodarczy. Jest to jednak znacznie ograniczone przez punkty wpływów, których przyrost przez całą grę waha się od +1 do +4 (maksymalny próg, jaki udało się osiągnąć autorowi gry), zaś do rozszerzenia swojego terytorium potrzebne jest 200 punktów. Do wyznaczenia zarządcy na nowej planecie – kolejne 45 punktów wpływu. Do wyznaczenia generała – kolejne 45. I chociaż nie robimy tego aż tak często, to jednak w pewnym momencie staniemy przed dylematem – albo rozwijamy nasze państwo terytorialnie, albo staramy się utrzymać to, co mamy w ryzach, bo punktów wiecznie brakuje. Doprowadza to do sytuacji, gdzie celowo szukamy sobie frakcji, z których możemy uczynić sobie rywali – bo to najskuteczniejszy sposób na zwiększenie przyrostu wpływów. Mamy nadzieję, że poprawią to w następnej łatce do gry, bo obecnie opcja ta jest strasznie ograniczająca i sprawia, że znacznie łatwiej o wojny niż o zabawę w politykę, dyplomację i konfederacje. Siłą strategii od Paradoxu zawsze było to, że o potędze państwa nie stanowiła tylko i wyłącznie armia (w tym wypadku – flota) lecz także biegłość gospodarcza i kontakty w świecie. W Stellaris jednak przyjdzie nam szybko prowadzić wojnę, inaczej nasze galaktyczne imperium zacznie się dusić w środku. Wpływa to też na kolejne aspekty gry – rozwój technologiczny uwarunkujemy pod to, by mieć przewagę militarną nad innymi – nie zaś gospodarczą, kulturową lub polityczną. Federacje niby dają odpowiednie bonusy do szybkości badań, do przypływu surowców i profitów z umów handlowych, ale w gruncie rzeczy służą nam jako wsparcie – zawsze lepiej bronić swojego podwórka z kolegami niż samotnie.
Wojna… Wojna się nie kalkuluje
Szykując się do wojen również można odnieść mylne wrażenie, że o potędze floty stanowi siła ognia przedstawiona liczbowo pod okrętami. Gracz odruchowo stawia wtedy na silniejsze jednostki i dąży do produkcji niszczycieli, pancerników i krążowników – statków o znacznie zaawansowanej konstrukcji i większej mocy niż podstawowe korwety. Tymczasem podczas bitw może się okazać, że armada kilku pancerników, kilkunastu niszczycieli i krążowników może dostać łupnia od znacznie słabszej, lecz też znacznie liczebniejszej flocie złożonej z kilkudziesięciu korwet, które są podstawowymi jednostkami wojskowymi w grze.
Narracyjne gwiazdki
Smaczku grze dodają wydarzenia, które potrafią złożyć się w całą historię – gracz ma wtedy przyjemne wrażenie, że galaktyka i kosmos żyją własnym życiem, niezależnym od poczynań gracza. Czasami przyjdzie nam podejmować wybory, które jednak realnie już wpływają na rozgrywkę – nasza cywilizacja odkrywa nową, starożytną technologię, odnotowuje znaczny przypływ surowców, znajduje planetę, gdzie wśród starożytnych ruin kryły się cenne złoża jakiegoś minerały. Potrafi to jednak też odbić się czkawką i mieć konsekwencje długofalowe, do których inne wydarzenia będą nawiązywać. Gra tworzy dla nas fabułę i historię, co zdecydowanie wychodzi na plus, sprawiając, że każde nowe podejście będzie inne.
Jak wygląda i brzmi kosmos?
Stellaris wygląda estetycznie i schludnie – grafika jest przyjemna dla oka, ale nie można powiedzieć, że jest wyjątkowo piękna – po prostu jest. Stylizowane pod sci-fi panele, przejrzysty interfejs (który doceniamy zwłaszcza w późniejszej fazie gry, kiedy powiadomienia potrafią nas zalać), ikony i okienka, które szybko zapadają w pamięć, sprawiając, że kiedy drugi raz je zobaczymy będziemy wiedzieć, czego się spodziewać. Świetnie łączy się z to udźwiękowieniem – jest estetycznie i bez przesady – są dźwięki floty, bitwy, prosperującej kolonii, nowego odkrycia naukowego, wypowiedzianej wojny, zawarcia sojuszu itd. Gracz po godzinie ma wrażenie, że już doskonale grę zna, rozpoznając czasem rodzaj wydarzenia po samym sygnale – a jednocześnie wciąż jest wiele do odkrycia i wciąż jest wiele do sprawdzenia.
Zobacz również: Andromeda w 2017!
Stellaris – WERDYKT:
To definitywnie dobra gra, która jednak wymaga jeszcze doszlifowania zawartości, lepszego zbalansowania i wprowadzenia kilku zmian, które uczynią z niej prawdziwą produkcję Paradoxu, nie zaś symulator kosmicznej wojny. Mimo tego z pewnością przyniesie masę frajdy fanom strategii, zaś początkujący gracze strategii 4x najszybciej odnajdą się właśnie w tej produkcji.