Jeszcze przed wybuchem epidemii koronawirusa praca zdalna była przywilejem niedostępnym dla pracowników w wielu branżach. Niecodzienne okoliczności sprawiły jednak, że w znacznej liczbie firm udało się wypracować model pracy, polegający na wykonywaniu przez zatrudnionych swoich obowiązków z własnego mieszkania. Taki stan rzeczy przestał podobać się firmie Google, która znalazła sposób na powrót pracowników do biura.
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie wpis Piotra Cichosza, autora bloga Highlab.pl pod tytułem: „Google rozważa obniżkę pensji pracownikom decydującym się na stałą pracę zdalną”. Jeśli chcecie zapoznać się z całym artykułem, wystarczy kliknąć w poniższy odnośnik. Ja z kolei w tym miejscu skrótowo przedstawię najbardziej kontrowersyjne informacje.
Google rozważa obniżkę pensji pracownikom decydującym się na stałą pracę zdalną
Bez wątpienia największą kontrowersją jest to, że firma Google opracowała specjalny kalkulator wynagrodzeń, na podstawie którego pracownicy mogą zobaczyć, jak zmienia się ich wynagrodzenie w zależności od tego czy pracują z domu czy z biura.
I tak oto chcący kontynuować pracę zdalną muszą liczyć się z tym, że będą otrzymywać wynagrodzenie niższe od 5 do 15% ( w zależności od kilku zmiennych) od osób, które zdecydują się na stały powrót do siedziby firmy.
Warto zaznaczyć, że na podobny ruch zdecydował się także Facebook, Twitter czy Microsoft, co wywołało w sieci olbrzymią falę dyskusji i szereg pytań pozostawionych bez odpowiedzi. No, bo czy takie stawianie sprawy przez pracodawcę jest uczciwe? Czy praca zdalna od razu musi oznaczać niższą wydajność pracownika? Czy finansowe zniechęcanie zatrudnionych do pracy zdalnej stanie się powszechnym zjawiskiem?
Spis treści
Segregacja finansowa pełną gębą
Moim zdaniem takie stawianie sprawy jest całkowicie pozbawione sensu. Albo pracodawca pozwala pracować zdalnie, bo uważa, że pracownik w domu jest tak samo, a nawet bardziej efektywny niż w biurze albo stoi na straży stanowiska, że bardziej wydajna jest praca w siedzibie firmy i każdy regularnie przychodzi do biura.
Jeszcze bardziej irracjonalne jest umożliwianie pracy zdalnej, ale pod groźbą niższych zarobków. Pracownik w domu automatycznie oznacza dla firmy oszczędność. Pomyślmy chociażby o rachunkach za wodę, prąd czy śmieci. Ponadto zatrudniony nie traci czasu na dojazdy, a więc jest bardziej wyspany, a co za tym idzie pracuje efektywniej. Dlaczego ma przez to zarabiać mniej? Takie stawianie sprawy jest niemoralne i demotywujące.
Postawmy sprawę uczciwie
Pewnym rozwiązaniem tego problemu byłaby bez wątpienia powszechna praca hybrydowa, w której to pracownicy pojawialiby się w biurze tylko w umówione dni, natomiast w pozostałych mieli pełną dowolność wyboru miejsca pracy. Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, ale też zbyt wielu z nas przyzwyczaiło się do możliwości pracy z domu. W obecnych realiach to już naprawdę żaden luksus.
Co jeśli nie tryb mieszany? Z dwojga złego wolę sytuację, w której panują jasno określone zasady: albo możemy pracować z domu bez względu na konsekwencje albo nie i dowiadujemy się o tym jeszcze przed podpisaniem umowy.
Powyższe postawienie sprawy wydaje się uczciwie, w przeciwnym wypadku mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, które miejmy nadzieję, nie dotrze do Polski ze Stanów Zjednoczonych, jak wiele innych niekoniecznie dobrych rzeczy.
Jedno jest pewne: „Janusze biznesu” mają się dobrze nie tylko w Polsce…