Według badań przeprowadzonych w 2021 roku, w polskich szkołach w zależności od regionu kraju i wielkości danej miejscowości średnio od 30% do 70% dzieci rezygnuje z uczęszczania na lekcje religii. Podobnie wyglądają msze w Kościołach katolickich, gdzie z roku na rok odnotowuje się widoczny odpływ wiernych, zwłaszcza wśród najmłodszych. Skąd bierze się ta niechęć?
Dorastałam w latach 90’, kiedy chodzenie na religię w szkole, czy przystąpienie do komunii, a potem bierzmowania było czymś oczywistym. Wysoka frekwencja na lekcjach religii wynikała z tradycji – tak po prostu było i nawet jeśli rodzic sam nie był praktykującym katolikiem, to posyłał swoje dziecko na lekcje, bo tak się robi i już. Na początku lat dwutysięcznych, gdy byłam w liceum ten trend zaczął się przełamywać – coraz więcej dzieciaków z mojej klasy przynosiło całoroczne usprawiedliwienie od rodziców, skazując się tym samym na 45min w bibliotece, bo przecież było ich wciąż za mało, żeby zorganizować im alternatywę.
Lekcje wspominam jako nudne. Obfitowały w uczenie się na pamięć długich modlitw, których sensu nikt nam nie tłumaczył. To samo dotyczyło niedzielnych mszy w Kościele – moi rodzice, choć niepraktykujący, w żaden sposób mnie do nich nie zniechęcali, ale również nie zachęcali. Mimo nudy i odruchowego padania na kolana i uderzania się w pierś z tekstem „moja wina”, mam wrażenie, że wierzyłam. Że jest ktoś niewidzialny, kto obserwuje moje czyny, dlatego trzeba być dobrym, nie kłamać i przed snem odmawiać modlitwę, bo ten niewidzialny ktoś będzie wiedział, że tego nie zrobiłam.
I tak z rozpędu zdążyłam jeszcze przystąpić do bierzmowania i na tym moja przygoda z uczęszczaniem do Kościoła się zakończyła. Coraz głośniej mówiło się o pedofilii, opływający w luksusy Rydzyk kłócił mi się z wizerunkiem Kościoła, jaki chciałabym mieć. Do tego brak zrozumienia dla postępowości świata i funkcjonowania współczesnej rodziny, a przede wszystkim nietolerancja dla wartości, które ktoś wieki temu zinterpretował i tak już zostało, zniechęciły mnie, że tak powiem, na amen.
Podobną historię ma nasza twórczyni Dagmara Hicks z bloga calareszta.pl, która przez lata była praktykującą katoliczką, wzięła ślub kościelny i ochrzciła swoje dzieci, jednak wiele składowych sprawiło, że dziś sama już nie chodzi do Kościoła, ani nie zachęca do tego swoich dzieci.
Spis treści
Dlaczego młodzi nie chcą chodzić do Kościoła?
W tym roku Centrum Profilaktyki Społecznej przeprowadziło badania wśród nastolatków w wieku 14-18 lat. Wynika z nich, że 30% badanych nie uważa się za osoby religijne, a za główne powody, dla których młodzież rezygnuje z uczęszczania na mszę uznaje się:
- Niezgodność tego, co mówi religia, a co robi Kościół – 64,8%
- Brak odpowiedniej reakcji Kościoła na afery pedofilskie w jego murach – 63%
- Zaangażowanie Kościoła w politykę – 43,2%
- Przepych i bogactwo, którym emanują ludzie Kościoła – 41,2%
- Niezrozumienie przez Kościół potrzeb młodych ludzi – 38,9%
- Niezrozumienie przez Kościół współczesnego świata – 34,7%
- Niewłaściwy stosunek Kościoła do związków partnerskich i aborcji – 31,4%
- Brak zaangażowania Kościoła w sprawy zwykłych ludzi – 28,9%
65% badanych nastolatków wskazało, że to właśnie z powyższych powodów zrezygnowało z uczęszczania do Kościoła, jednak wciąż żyje według zasad wiary katolickiej i regularnie czyta Biblię we własnym domu. Dlatego jasno wynika, że nie system wartości jest tu problemem, a sama instytucja, jej nadużycia i brak praktycznych i dopasowanych do obecnych czasów propozycji dla młodych.
Wybór?
Decyzje młodych ludzi o nieuczęszczaniu na msze to nie tylko coraz mocniejsze stereotypy o opływających w luksusy bezkarnych księżach pedofilach i braku ich zrozumienia dla współczesnego świata. To również przykład z własnego domu. Jeżeli rodzice nie chodzą do Kościoła, regularnie nie czyta się Pisma Świętego, a o tematach religijnych rozmawia się jedynie przy okazji kolejnych skandali, to szansa na to, że dziecko samo z siebie tym tematem się zainteresuje, jest bardzo nikła.
Jednak niechęć może się również pojawić w całkowicie odwrotnej sytuacji, gdy dziecko jest przymuszane do uczęszczania do Kościoła co niedzielę mimo, że nie rozumie co tam robi. Kiedyś spytałam moją mamę o to, dlaczego nie chodzi do Kościoła. Odpowiedziała, że czuje niechęć, ponieważ moja babcia zmuszała ją do tego przez całe dzieciństwo, zwłaszcza we wczesne, niedzielne poranki, które były jedyną okazją do odespania całego tygodnia nauki w szkole. Dlatego ona obiecała sobie, że swojemu dziecku nigdy tego nie zrobi.
Nieco inne podejście prezentuje mój kolega, który wychowany przez rodziców prezentujących objawy dewocji, przeszedł na buddyzm, a teraz opowiada swoim córkom o religiach całego świata. Dzięki temu przedstawia im różnice i zbieżności w podejściu do określonych spraw i pozwala im samym decydować o tym, co najbardziej do nich przemawia.
Nasz twórca Maciek Mazurek z bloga zuch.media jest Chrześcijaninem i przynależy do Kościoła protestanckiego. Jest zdania, że nie należy przymuszać dzieci do chodzenia na msze, jednak warto im ten świat pokazać, żeby przekonały się, czy będą w stanie same to poczuć, zrozumieć, a następnie uwierzyć.
Obecnie Kościołowi brakuje oferty, która zainteresuje współczesną młodzież. Ogólny dostęp do informacji i pomocy specjalistów naukowych sprawia, że religia przestaje być wyrocznią w rozwiązywaniu codziennych problemów. W dodatku te rozwiązania proponowane przez Kościół mają już niewiele wspólnego z rzeczywistością. I niestety nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić.