Nasze społeczeństwo lubi sadzić się na rozwojowe, dynamiczne środowisko, które przekracza granice i ciągle coś udowadnia. Na przykład wychodząc ze swojej strefy komfortu. Czy tak rzeczywiście jest? Czy gramy zbyt odważnych, bo dobrze to wygląda na CV i świetnie się tego słucha na spotkaniach ze znajomymi?
Spis treści
Strefa komfortu – co to właściwie jest?
Na pewno często słyszycie o popularnej strefie komfortu. Czy właściwie jest? Na to, i wiele innych pytań, odpowiada nasza twórczyni Magda. Autorka prowadzi bloga Dopracowani, na którym zaspokaja swój ciągły głód wiedzy. Kręcą ją randomowe tematy i możliwość zgłębienia ich. W życiu robi wiele, bo dzięki temu spełnia się zawodowo i odnajduje szczęście w pracy.
Strefa komfortu to obszar naszej wiedzy, kompetencji i postaw. Gdy pozostajemy w ich obrębie, to czujemy bezpieczeństwo i spokój. Jednak w sytuacji, gdy chcemy pomyśleć czy zrobić coś poza nim – tu pojawia się dyskomfort i niepokój. Zwykle odczuwamy dużą satysfakcję będąc już na końcu takiego procesu ,,wychodzenia z pudełka’’. Ale zwykle przypłacamy to lękiem i dezorientacją. I tu pojawia się pytanie – czy warto?
Zdania są podzielone. Z jednej strony pochwala się wychodzenie ze strefy komfortu. To pokazuje naszą odwagę i determinację. Z drugiej strony – robiąc to pozbawiamy się szczęścia i własnego bezpieczeństwa, a to przecież tak ważne dla jednostki wartości. Czy to oznacza, że albo mamy multipotencjał, albo jesteśmy po prostu hedonistami?
Magda pokazuje, że można być multipotencjalną hedonistką. Czyli stale rozwijać się i iść do przodu, pomimo strachu, ale też cenić swoje szczęście i lubić przyjemności. Autorka w bardzo ciekawy sposób udowadnia, że te dwa pojęcia mają ze sobą więcej wspólnego, niż moglibyśmy zakładać. Strefę komfortu da się poszerzać. Robicie to po to, aby była ona znacznie bardziej rozległa. Jak? Wychodząc z niej, nabywamy nowych doświadczeń, rozumiemy inne postawy. Na dłuższą metę sami sobie zwiększamy poczucie bezpieczeństwa, bo czegoś dokonujemy i ten dyskomfort maleje.
Intuicja i koniec z multitaskingiem
O miłości do swojej strefy komfortu pięknie pisze nasz kolejny twórca – Andrzej Tucholski. Bloger jest psychologiem biznesu i ekspertem od wysokosprawczości. Pomaga firmom, wspiera swoich czytelników, opowiada, rysuje i pije zdecydowanie za dużo kawy. Jeżeli jesteście zaintrygowani, a na pewno jesteście, to nie czekajcie i wpadajcie na jego kanały.
Andrzej reprezentuje podobne stanowisko co Magda. Kocha swoją strefę komfortu i to z jej środka rządzi światem. To właśnie intuicja, która leży w samym centrum, pomagała mu przez lata w podejmowaniu kluczowych decyzji. Nie myślenie ,,poza pudełkiem’’, a właśnie to płynące z jego środka. Rozwój to w jego przypadku słuchanie własnego serca, chodzenie własnym tempem, a kiedy trzeba zmierzyć się z czymś nowym – robi to po swojemu.
Często w parze z wychodzeniem ze strefy komfortu, idzie pojęcie multitaskingu, czyli wielozadaniowości. Przekonujemy samych siebie, że musimy zacząć robić coś, co niekoniecznie jest naszą broszką, ale da w efekcie jakiś mały sukces. Andrzej ciekawie to opisał na przykładzie producenta blaszanych plakietek. W skrócie chodzi o to, aby nie starać się na siłę być kimś innym. Jeżeli brak nam charyzmy, przebojowości, skilla w sprzedaży, to nie musimy zmuszać się do bycia top marketerem. Możemy natomiast zmienić coś w naszym produkcie lub zatrudnić kogoś, kto umie robić to, czego my nie umiemy i nie chcemy.
Udoskonalaj, nie pajacuj
Staraliśmy się znaleźć jakiś głos dla strony przeciwnej, czyli tej która wyskakuje ze strefy komfortu z prędkością światła. Jednak o takie głosy znacznie ciężej. Kolejny interesujący wpis(znajdziecie go tutaj!) jest tego przykładem. Agnieszka, a właściwie Alicja Ma Kota, znalazła jeszcze jeden plus bezpieczeństwa we własnej strefie komfortu. Zachęcamy do poczytania twórczości tej autorki, bo jej teksty to okołoksiążkowe rozkminki, pełne humoru i ciekawych spostrzeżeń.
Czy wychodzenie ze strefy komfortu jest w ogóle sensowne? Niestety w większości przypadków nie. Nie analizujemy tego, co umiemy i mamy, a porywamy się na księżyc, żeby coś udowodnić. Kluczem jest jednak szlifowanie naszych umiejętności i postaw. To też wychodzenie z tej strefy. W końcu robimy coś nowego, rozwijamy się. Jednak nie w zupełnie nowym obszarze, a tym już dobrze znanym. Co to finalnie daje? Oczywiście sukces. Czy zrobiliśmy coś nieznanego i trochę przerażającego jak najbardziej!
Wychodzenie ze strefy komfortu jest super, ale wtedy, gdy robimy to z głową. Niepotrzebnie utarło się twierdzenie, że to musi być coś spektakularnego i zupełnie od czapy. Przecież nie każdy będzie miał predyspozycje do absolutnie wszystkiego. Ale każdy może doskonalić się aż do granic możliwości.