Wielu z nas nie potrafi stawiać granic w obawie przed negatywną reakcją i odrzuceniem. Jednak taki schemat, znany jako people-pleasing, da się przełamać i nie tylko nie być na tym stratnym, ale przede wszystkim wiele zyskać.
Słuchaj, dziecko mi się pochorowało i muszę dzisiaj wcześniej wyjść, zostaniesz dłużej i skończysz to za mnie?
Jeżeli nie mielibyście żadnych planów po pracy, to najprawdopodobniej przystalibyście na taką prośbę, prawda? A co jeśli podobne pytanie pojawiałoby się co kilka dni?
a) stawiacie jasne granice i odmawiacie, bo macie już inne plany
b) tym razem również się zgadzacie, mimo, że mieliście już zaplanowane popołudnie
Jeśli bliżej Wam do odpowiedzi b), to być może tkwicie w schemacie people-pleasing. A ten może być zgubny.
Spis treści
Czym jest schemat people-pleasing?
People-pleasing (z ang. zadowalanie ludzi, bycie przyjemnym dla ludzi), jest to schemat, w którym chcemy wszystkich uszczęśliwiać, żeby zyskać ich akceptację. W wielu przypadkach można to wręcz określić mianem podlizywania się, żeby utrzymać serdeczną relację. Taka osoba koncentruje się na tym, by być lubianą, a swoją samoocenę buduje na podstawie zadowolenia okazywanego przez ludzi, dla których coś robi. Zazwyczaj opinia otoczenia jest ważniejsza, niż własne potrzeby, a strach przed utratą akceptacji sprawia, że własne dobro spychane jest na ostatnie miejsce.
Schemat ten szczegółowo opisuje pedagożka Agnieszka Olczak. W swojej publikacji wskazuje charakterystyczne cechy people-pleasera oraz skutki tkwienia w takim schemacie.
Kiedy wchodzimy w schemat zadowalania innych kosztem własnych potrzeb?
Od najmłodszych lat rodzice przeważnie uczą nas, że dzielenie się z innymi jest pożądaną postawą. I tak namawiani jesteśmy do dzielenia się swoją własnością z rodzeństwem, z kolegami na podwórku, czy na zajęciach szkolnych. Stanowcza odmowa uznawana jest za zachowanie niegrzeczne (a o tym, że nie powinno dzielić się dzieci na grzeczne i niegrzeczne, pisaliśmy już tutaj) lub spotyka się z komentarzem rodzica w stylu nie bądź taki samolubny. Przyznajmy to – raczej mało który opiekun widząc na podwórku swoje dziecko, które nie chce się dzielić swoimi zabawkami, powie mu świetnie, że jesteś taki asertywny i wyznaczasz swoje granice.
Młody człowiek dostaje jasny sygnał – jedynym akceptowalnym wzorcem funkcjonowania w społeczeństwie, jest spełnianie próśb innych i stawianie ich potrzeb ponad swoje. Tylko wtedy będzie lubiany i będzie mógł zyskać przychylność otoczenia, w innym wypadku musi się liczyć z odrzuceniem. Z czasem zacznie postrzegać swoją wartość jedynie na podstawie tego, czy inni są z niego zadowoleni. Do tego chwila, w której będzie zmuszony powiedzieć nie, będzie się wiązała z dużym dyskomfortem, a gdzieś w pamięci słyszany będzie potępieńczy głos rodzica i zdanie nie bądź taki samolubny.
Jak wyjść ze schematu people-pleasing?
Jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do stawiania potrzeb innych ponad swoje, to główne obawy dotyczące wyjścia z tego schematu mogą być następujące:
- Obawa przed utratą szacunku i rozczarowaniem otoczenia
- Poczucie winy
- Dyskomfort
Proces, podczas którego uczymy się, że własne potrzeby, samorozwój i życie w zgodzie ze sobą są o wiele ważniejsze, niż chwilowy dyskomfort, może być trudny. Pierwszym krokiem może być oswojenie tych niemiłych odczuć, zamiast tłumienie ich lub unikanie. Jest to naturalna część nauki stawiania granic i zrozumienia, że własne potrzeby są również ważne, a nawet ważniejsze.
Bardzo ważny post na ten temat napisała nasza twórczyni Karolina Tuchalska-Siermińska. Karolina jest psycholożką, a w swoim wpisie opisuje proces, jakim jest oswojenie dyskomfortu związanego z próbami stawiania granic.
Kolejnym krokiem jest nauka asertywności i zrozumienia, że wbrew własnym założeniom, odmawiając, nie tracimy szacunku otoczenia, a wręcz go zyskujemy. Dlaczego? Wszystko na ten temat napisaliśmy tutaj.
Asertywność bez poczucia winy, czyli jak odmawiać i czuć się z tym dobrze?
Porzucając schemat people-pleasing, szybko można odkryć, że ludzie mogą nas lubić nie tylko dlatego, że coś dla nich robimy, ale…tak po prostu. Za to, że jesteśmy.