Patodeweloperka nie bierze jeńców. Jeżeli, tak jak ja, wpadliście w wir paskudnych ogłoszeń o przytulnych, klimatycznych, nowoczesnych, słonecznych mieszkaniach, w których piekarnik można otworzyć leżąc na łóżku, to na pewno wiecie, o co chodzi. Mikromieszkania mnożą się z zawrotną prędkością, a ich ceny rosną w górę i przechodzą wszelkie poziomy absurdu. To odpowiedź na potrzeby nowego społeczeństwa czy pazerność spryciarzy?
Spis treści
Nie kuchnia z łóżkiem, a nowoczesne STUDIO
Mogłoby się wydawać, że atak patodeweloperów, którzy wciskają apartamentowce na apartamentowce, a klitki nazywają mieszkaniami, już minął. Jednak mamy 2023 rok, a biznes mieszkaniowy kwitnie. Tylko czy to dobre słowo? Chyba wszyscy mamy już znieczulicę widząc luksusowe osiedla, często o finezyjnych nazwach, w których zaczyna się pięknie, a kończy tragicznie. Najpierw są 3 budynki z dostępem do naturalnego światła, zieleni i z dala od ulicy. A potem wyrasta ich 15. Pierwsi lokatorzy już nie widzą drzew, a napisy na gaciach sąsiada, które suszą się na balkonie. Już nie jest tak łatwo zaparkować, nie ma też mowy o prywatności. Taki widok to codzienność i jest na niego zgoda.
Ale co myślimy o spryciarzach, którzy masowo wykupują normalne mieszkania i dzielą je na kilka mniejszych? Albo o tych, którzy znajdują lokal użytkowy, wstawiają do niego rozkładaną kanapę, kilka całkiem niezłych sprzętów AGD, i nazywają to uroczym studiem dla stylowych ludzi? Codziennie widzę kilka takich ogłoszeń: nowoczesny apartament z ekskluzywnym wyposażeniem, powierzchnia 15 mkw. A cena – taka, jaka powinna widnieć na ogłoszeniu o wynajem dwu lub trzypokojowego mieszkania.
Takie mikrokawalerki to nic innego jak kuchnia, do której ktoś wstawił rozkładaną kanapę i malutkie biurko. W wielu z nich piekarnik zamkniesz nie wstając z łóżka. Meble są nowe, łazienka stylowa i funkcjonalna, obiad też zrobisz całkiem niezły. Ale to wszystko na zaledwie kilku metrach kwadratowych. I to byłoby w porządku, gdyby takie POKOJE (nie żadne studia czy apartamenty!) były wynajmowane za pieniądze adekwatne do warunków. Ale tak nie jest.
Kto daje patodeweloperce rację bytu?
Niestety sami pozwoliliśmy patowynajmującym na kosmiczne ceny i liche warunki. Czasy nie są łatwe, ale przez chwilę nieuwagi doszło do tego, że za życie w warunkach uwłaczających godności, płacimy teraz 200% więcej. A jak jedni podnoszą, to drudzy robią to samo. W dodatku jesteśmy karmieni pięknymi historiami o rozwijających się miastach, w których mieszkania służą tylko do spania, więc po co zaraz robić oddzielną sypialnie czy nieco większe kawalerki?
O takich patologicznych działaniach postuje Justyna z instagramowego konta Patodeweloperka. Dowiadujemy się na przykład, że z mikroklitek robione są nawet szkolenia i webinary. Na jednej z takich prezentacji prelegent pokazuje, jak wspaniale zagospodarować całe 9 mkw i rzucić za to cenę 1200zł PLUS opłaty. I ci wszyscy spryciarze dobrze wiedzą, że to co robią, to patologia. Justyna linkuje nawet do filmików, w których ekspert od mikromieszkań uczy, jak podzielić normalne mieszkanie na mikroklitki i co robić, żeby nikt się do nas za to nie doczepił.
Modernistyczne marzenie mas
Staram się zrozumieć, skąd w naszym społeczeństwie przyzwolenie na takie patologie na rynku mieszkań. Z jednej strony uciekamy za miasta, jak to robili Amerykanie ze swoimi suburbans, z drugiej chyba ktoś te klitki w miastach wynajmuje, skoro patodeweloperzy mają pieniądze na rozbijanie kolejnych mieszkań. Jan Śpiewak, twórca dobrze znany ze swojej opinii dotyczącej patodeweloperki, tłumaczy modernistyczne zapędy w dzisiejszych miastach. Ulice w metropoliach powoli przestają mieć swoją pierwotną funkcję. Budynki pną się w górę, dając coś w rodzaju niezłego widoku, a ulica służy już tylko do szybkiego przemieszczania się z domu do pracy.
Miasta nie mają już wymiaru ,,domowego’’. W betonowych przestrzeniach i ich tłocznych centrach, albo zalewają nas mikrokawalerki, albo ludzi już w ogóle nie ma, bo pracują w centrum, a mieszkają na przedmieściach. Tylko co wtedy, gdy na tych przedmieściach też rozgoszczą się patowynajmujący ze swoimi fantastycznymi pomysłami?
Jestem jeszcze w stanie zrozumieć dużych deweloperów, którzy chcieli odpowiedzieć na potrzeby przyjezdnych lub tych, którzy w domu naprawdę tylko śpią. Potrzebujemy w końcu mieszkań, które są małe i mają jasno określoną funkcję. Nie rozumiem na pewno zwykłych Polaków, którzy usłyszeli o mikroklitkach, obejrzeli filmik pana eksperta, i stwierdzili, że teraz to złapią Pana Boga za nogi. Wchodzi zwykły Kowalski i zaczyna wszystko psuć.