Czy nie za bardzo skupiamy się na przedmiotach? Czy nie za często nasze myśli błądzą pomiędzy sklepowymi półkami, aukcjami, wyprzedażami i porównywarkami cenowymi? Czy nie za mocno poświęciliśmy się temu, by dążyć do posiadania?
Muszę to mieć. Przyda mi się. Najwyżej komuś oddam. I tak bez końca. To, że przedmioty spełniają konkretne funkcję zaczyna mieć drugorzędne znacznie. Sama potrzeba posiadania staję się przypadłością, która prowadzi do tego, że staramy się budować swoją wartość poprzez to, co mamy.
Na przykład, po co kupować książki, gromadzić je, a potem szukać dla nich miejsca? Przecież teoretycznie w większej mierze zależy nam na ich przeczytaniu, a nie posiadaniu? A przeczytać można dzięki coraz lepiej wyposażonym bibliotekom. Tworząc zbiory tak naprawdę kreujemy samych siebie.
Spis treści
No i po co mi to wszystko?
Podobnie jest z wieloma sferami życia, w których niepotrzebnie gromadzimy całą masę rzeczy. Kobiety mają mnóstwo kosmetyków, akcesoriów kuchennych, dekoracji, nie wspominając już o butach i ubraniach. Niekończącą się garderobą kreują się na damy lub mistrzów gotowania, którzy muszą mieć gadżety pokroju suszarki do sałaty. Ale są i mężczyźni, którzy gromadzą tylko po to, by posiadać i wcale nie ustępują w tym paniom. Podobnie pokoje dziecięce wypełniają niezliczone pudła z zabawkami.
Często dzieje się to mimochodem. Potrzeba kupowania, przekłada się na zjawisko gromadzenia. To coś na wzór niezdiagnozowanego schorzenia XXI wieku. Dlaczego minimalizm to wciąż trudny do osiągnięcia cel, a złote rady minimalistów i słowa chcieć mniej jakoś nie mogą przejść nam przez gardło? Bo trudno pozbyć rzeczy do których przywiązujemy się i które budzą w nas sentyment. Sentyment z kolei podnosimy do takiej rangi, że pudła z roku na rok wypełniają się coraz to dziwniejszymi przedmiotami.
Być czy mieć?
Sami jesteśmy sobie winni? Nie do końca. Swoją zasługę ma w tym nakręcające się koło konsumpcji – a rządzi się ono prostymi prawami. Nie możesz zapomnieć, że tylko wtedy będziesz szczęśliwy, jeśli lodówka, szafa, regały i półki będą pełne. Bo brak w jakiejkolwiek sferze postrzegamy jako brak zadowolenia. I nie jest to żaden nowy wymysł, ale również spuścizna naszych rodziców i dziadków.
To zaszłości z czasów PRL-u, kiedy nasi rodzice mieli silną potrzebę posiadania, a to dlatego, że właściwie nic nie było. Posiadanie było synonimem bezpieczeństwa, a jeansy dorwane w Peweksie postrzegano jak dar od losu. Teraz, gdy tych spodni mamy „naście” par, żadna z nich nie jest wyjątkowa.
Czy potrafimy zrezygnować z tego, by mieć?
No bo człowiek szczęśliwy zawsze posiada – dom, czasem samochód, a już na pewno ma fajną torebkę i zegarek. I tu trochę ten balans nam się zagubił. Rozglądając się na ulicy można zauważyć, że coraz częściej zmierzamy w stronę mieć, niż być.
Dlaczego tak szybko przywiązujemy się do rzeczy? Dlaczego chcemy posiadać i pokazać, innym, że mamy – a to, co mamy, myślimy że stwarza nas samych? W ogólnym rozrachunku, to co niosą ze sobą rzeczy i zakupy wcale nie daje satysfakcji. Choć trzeba przyznać, że otaczając się przedmiotami, sporo innych kwestii można zagłuszyć.