W Saturday Night Live od zawsze głośno komentowano aktualne wydarzenia polityczne, a za główną inspirację uznawano właśnie ludzi je tworzących. Nie odpuszczano nawet głowom państwa. Prezydenci sprawnie przyjmowali satyrę… Do momentu. Czy raczej – do Trumpa.
Spis treści
Pierwsze starcie
Pierwszy w historii prezydencki cios od SNL musiał odebrać Gerald Ford – początek jego kadencji był również początkiem istnienia programu. Ford, gwiazda akademickiego futbolu i entuzjasta tenisa, został sportretowany przez Chevy Chace’a jako jako łagodny partacz miotający się po arenie politycznej. W odpowiedzi Ford zaprosił komika na oficjalną kolację do Białego Domu, podczas której nie pozostał dłużny i teatralnie rozsypał zastawę po podium, ze szczególnym uwzględnieniem miejsca Cheviego. Było to jasne nawiązanie do żartów z niezdarności prezydenta, jednak sam Ford swój dowcip skwitował słowami: To ja jestem Gerald Ford, nie ty! To takie zachowanie nadało ton kolejnym prezydenckim parodiom: przyjmij żart, pokaż poczucie humoru, przejdź dalej.
Dobra mina do satyry
Po przegranych wyborach w 1977 fotel prezydenta objął Jimmy Carter – jego parodią zajął się SNL’owski Dan Aykroyd. I tym razem karykatura bazowała głównie na osobowości obecnej głowy państwa, a nie na jego politycznych działaniach. Parodiowany Carter miał aż razić niewiedzą i niekompetencją, a w kwestiach substancji psychodelicznych – wyrażać dużą tolerancję, a nawet doświadczenie… Kolejne lata prezydentury były jeszcze mniej łaskawe. Cartera wyszydzono za jego ,,poglądy” ekonomiczne m.in., gdy portretowany przez Aykroyda namawiał Amerykanów do palenia 8% swoich oszczędności w celu zahamowania inflacji(płonąca gotówka=kurczące się środki).
Żaden z prezydentów USA nie przyjął jednak tak dobrze satyry, jak George H.W. Bush. Dana Carvey, członek ekipy SNL, tak często parodiował Busha w skeczach z jego gościnnym udziałem, że trudno było odróżnić, który udaje którego. Do tego stopnia, że po porażce w wyborach w 1992 komik i były prezydent pozostali bliskimi przyjaciółmi. Bill Clinton również nie protestował, gdy przez blisko 8 sezonów SNL wyśmiewało jego nieudaną dietę, pokazując jak stołuje się w McDonald’s, omawiając przy tym politykę bezpieczeństwa i sprawę Bałkańską.
Just tried watching Saturday Night Live – unwatchable! Totally biased, not funny and the Baldwin impersonation just can't get any worse. Sad
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) December 4, 2016
Not funny.
Urzędujący prezydenci lekko znosili satyrę, a często sami brali w niej udział. Oczywiście kompletnie inny stosunek do swojego sobowtóra ze studia H8 ma Donald Trump. Już w 2016 roku Trump, jak to ma w zwyczaju, wyraził swoją opinię na Twitterze. Portretującego go Aleca Baldwina nazwał nieśmiesznym, a cały skecz – nie do obejrzenia. Pomimo wyraźnej krytyki ze strony Białego Domu, postać Trumpa regularnie pojawiała się w premierowych odcinkach, a sam Baldwin otrzymał za rolę nagrodę Emmy (dedykując ją prezydentowi, któremu nigdy nie udało się jej zdobyć za swój show The Apprentice).
Trump zdecydowanie nie śmieje się z własnej parodii, jak robił to George H.W. Bush czy Gerald Ford. To jednak nie powinno wpłynąć na częste występy gościnne Baldwina w SNL, a może nawet kolejną statuetkę?