Już tylko godziny dzielą nas od pierwszego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich, który odbędzie się na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle-Malince. Tysiące kibiców pod skocznią, a miliony przed telewizorami znów z wypiekami na twarzach będą śledzić zmagania naszych zawodników. Czego w tym sezonie możemy spodziewać się po Biało-Czerwonych?
Nieprzewidywalność – to chyba właśnie ta cecha, za którą Polacy tak bardzo kochają skoki narciarskie. Jeden błąd na progu, nagła zmiana wiatru czy źle dobrany kombinezon, a w efekcie dyskwalifikacja, mogą spowodować, że marzenia o zwycięstwie w konkursie trzeba odłożyć przynajmniej do kolejnych zawodów.
Ci niepocieszeni wynikami z ubiegłego sezonu mieli sporo czasu, aby wyciągnąć słynne „stosowne wnioski”. Od ostatniego konkursu minęło już przecież dobre ponad pół roku i nie ukrywam, że za rywalizacją na skoczniach całego świata można było już trochę zatęsknić. No, bo nie ma co się oszukiwać, że nawet najbardziej emocjonujący konkurs letniego Grand Prix w żaden sposób nie jest w stanie zastąpić nam zimowej rywalizacji.
Spis treści
Na początek Wisła
W najbliższy weekend pucharowa karuzela zakręci się po raz kolejny, a inauguracyjny konkurs już trzeci rok z rzędu odbędzie się na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle-Malince. Na piątek zaplanowano kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego, w sobotę zaś będziemy śledzić rywalizację w konkursie drużynowym.
Wiadomo, że w kwalifikacjach zobaczymy aż 13 reprezentantów Polski. Oprócz najbardziej znanych naszych zawodników: Kamila Stocha, Dawida Kubackiego, Piotra Żyły, Jakuba Wolnego, Stefana Huli i Macieja Kota będą to także przedstawiciele kadry B: Klemens Murańska, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Tomasz Pilch, Andrzej Stękała,, a także dwóch debiutantów Kacper Juroszek i Adam Niżnik.
Nowy trener, nowe nadzieje
W ubiegłym sezonie po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że polskie skoki narciarskie wciąż mają się bardzo dobrze. Nasi zawodnicy zajęli wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i zupełnie zdominowali rywalizację drużynową, zostawiając w tyle Niemców i Japończyków z rewelacyjnym Ryōyū Kobayashim w składzie.
Nie ma co ukrywać, że dobre wyniki naszych skoczków w sezonie 2018/2019, jak i sukcesy w kilku wcześniejszych latach to ogromna zasługa trenera Stefana Horngachera, który niestety nie zdecydował się przedłużyć umowy z Polskim Związkiem Narciarskim i od wiosny prowadzi kadrę Niemiec.
Chociaż o jego odejściu spekulowało się przez wielu miesięcy, a w sprawie podpisania nowego kontraktu prezes Apoloniusz Tajner wraz z Adamem Małyszem byli zwodzeni niezwykle długo, na całe szczęście gierki trenera w żaden sposób nie wpłynęły na zimową formę naszych zawodników.
Wielu osobom wciąż trudno pogodzić się z decyzją Horngachera, ale faktem jest, że Austriaka już z nami nie ma. Jego miejsce zastąpił dotychczasowy asystent Czech Michal Doležal. Czy były skoczek udźwignie ciężar prowadzenia tak utytułowanych zawodników?
Chwilo trwaj
Pomimo obiecujących wyników w lecie, na pierwsze oceny będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Niektórzy twierdzą, że jego poprzednik wycisnął polską kadrę jak cytrynę, a dość zaawansowana wiekowo reprezentacja przygotowuje się do być może ostatniego sezonu, w którym może odegrać znaczącą rolę.
Trudno przejść obojętnie obok takiej opinii. Poza Jakubem Wolnym naprawdę dobrze zapowiadających się następców Kamila Stocha czy Piotra Żyły po prostu nie widać. Ja jednak liczę na to, że nasi zawodnicy jeszcze przed kilka lat będą przynosić nam wiele radości.
Dla osób takich jak ja, które wychowały w czasach Adama Małysza, zmagania kilku polskich skoczków, którzy regularnie zajmują czołowe lokaty w konkursach Pucharu Świata, a nawet są w stanie zupełnie zdominować całe zawody, nigdy nie będą czymś powszednim.
Nie lubisz chodzić na siłownię? Są inne sposoby na skuteczny trening
To właśnie dzięki nim skoki narciarskie mają w naszym kraju wspaniałą kontynuację, a konkursy, w których słyszeliśmy z drugiego pokoju wołaj na Małysza!, niech pozostaną tylko wspomnieniem z dzieciństwa…