Święto takie jak dzisiejsze, czyli Światowy Dzień Wegetarianizmu, jeszcze niedawno było wydarzeniem zupełnie niszowym. Badania naukowe wskazują jednak, że do 2040 roku większość z nas będzie wegetarianami, bo mięso nie będzie już mięsem.
Według szacunków MarketsandMarkets globalny rynek substytutów mięsa osiągnie do 2023 roku wartość niemal 6,5 mld dolarów. Przez blisko kolejną dekadę tempo rocznego wzrostu będzie oscylowało wokół 7,7%. Takie tendencje nie są wynikiem fanaberyjnej pracy naukowców, ale wynikają z realnych potrzeb. Podobno w 2050 roku na świecie będzie się zużywało 2 razy więcej żywności niż dzisiaj, bo liczba Ziemian wzrośnie nawet do 10 mld.
Zostało nam około 20 lat na pożegnanie z mięsem – tym prawdziwym, rzecz jasna. Logistycy biją na alarm. Popędzają naukowców do prac nad laboratoryjnie hodowanym mięsem. Wtórują im ekolodzy, którzy w takiej produkcji widzą ratunek dla środowiska.
Spis treści
Imperium substytutów rośnie
W taki oto sposób branża sztucznie hodowanej żywności rośnie w siłę. Nie chodzi tu wcale o genetyczne modyfikacje już istniejących roślin czy zwierząt, ale o sztuczne wytworzenie zupełnie nowego pokarmu. Ten można „generować”, bo to chyba lepsze słowo niż „hodować”, na kilka sposobów. Najpopularniejszym wśród badaczy, a zarazem najlepiej prosperującym, jest uprawa komórek mięsnych w kadziach. Sprowadza się to do uzyskiwania mięsa z komórek macierzystych pobieranych z mięśni szkieletowych dorosłych zwierząt. Tak pobrane komórki trafią do wspomnianych kadzi albo bioreaktorów, gdzie namnażane i stymulowane elektrycznie staną się konkretnym rodzajem mięsa.
Choć brzmi jak film science fiction, jest to rzeczywistość. Już w 2000 roku naukowcy z Touro College w Nowym Jorku przeprowadzili udaną hodowlę komórek. Uzyskali mięso karpia z komórek pobranych od żywej ryby. Brytyjski magazyn „Trends in Food Science and Technology” twierdzi jednak, że w kolejnych latach najbardziej zaawansowane działania prowadziły uniwersytety w Eindhoven i Maastricht. Profesor Mark Post, z holenderskiego uniwersytetu w Maastricht właśnie, powiedział w 2012 roku, że już na pewno w tym stuleciu słowo „ubój” przejdzie do historii. Odważnie twierdził, że mięso nie będzie pochodziło z rzeźni, ale z laboratoriów.
Więcej niż „vege”
Oznacza to mniej więcej tyle, że nawet modny dzisiaj wegetarianizm i weganizm staną się lada dzień passé. Niemniej jednak rynek substytutów roślinnych też ma się póki co dobrze. Jak wynika z raportu firmy Mintel, w produkcji roślinnych burgerów wykorzystuje się o 95% mniej gruntów i 74% mniej wody, a także emituje o 87% mniej gazów cieplarnianych niż przy tradycyjnym przetwórstwie mięsa. To imponuje i chociaż nie wypada tak korzystnie jak szacunki odnośnie laboratoryjnych upraw, na razie się dobrze sprzedaje.
Roślinne zamienniki nazywane są przez niektórych tworem przejściowym. Podobnie jak działalność ich producentów. Zanim przestawimy się na sztuczne mięso, musimy odzwyczaić się od konsumpcji tego tradycyjnego. To świetna okazja dla pseudo-spożywczych gigantów takich jak Beyond Meat, Impossible Foods i Just Foods, którzy zarabiają grube miliony. Chwilę po tym jak Beyond Meat weszło na rynek, ich zarobki skoczyły do pułapu 240 mln dolarów! Nowatorskie zamienniki chwalą się bardzo ekologicznym sposobem produkcji, który nadaje roślinom nowego sensu i smaku. Wszystko wskazuje jednak, że na dłuższą metę laboratoryjne mięsiwo wygra z wegańskimi produktami.
Mniejsze zło
Mięso roślinne, nie wspominając o mięsie sztucznym, nie brzmi póki co zachęcająco. Specjaliści od badań rynku twierdzą, że nie jest wcale takie złe. W obronie tego wytworu przywołuje się już istniejące sztuczne czekolady i wina, które podobno smakują łudząco podobnie do prawdziwych. Nie wszystkie z nich cechują się co prawda tymi samymi wartościami zdrowotnymi – tu mowa o tych tańszych – ale w odpowiedniki cenne dla diety też można celować.
Świat bez GMO byłby… głodny. Inżyniera genetyczna nie taka zła
Można nawet spotkać opinie, które nazywają mięsne (i nie tylko) substytuty bardziej transparentnymi. Przedstawicielka wspomnianej już firmy Mintel uspokaja, że rezygnacja z prawdziwego mięsa powinna zostać przyjęta pozytywnie, bo będzie miała dobre skutki dla wszystkich. Odetchnie środowisko i zwierzęta – nie powinno wtedy dochodzić do absurdów jakie dzisiaj spotyka się choćby na fermach drobiu. Pisałem dla Was ostatnio o kampanii na rzecz Frankenkurczaków, która sugeruje, że rezygnacja z uboju faktycznie ma wartość dodatnią. A my, konsumenci, lepiej będziemy wiedzieli skąd dane towary pochodzą. Na pozór wydaje się, że będzie dokładnie odwrotnie. Czas pokaże, kto ma rację.
Pozostaje jeszcze kwestia smaku. Doskonale wiem, że jedząc wegańską parówkę można dać się oszukać. Nie wiem i nie chcę wiedzieć jak specjaliści uzyskują tak podobny do mięsa smak, ale jako że inżynieria genetyczna staje się już tylko lepsza, nie powinniśmy odczuć żadnej różnicy związanej ze zmianą pokarmu.
Ci, którym bliżej do weganizmu, raczej nie mają się o co martwić – trend rezygnacji z mięsa utrzymuje się i tylko ewoluuje. Miłośnikom mięsa trzeba przekazać niestety złą wiadomość, bo prawdziwego mięsiwa będzie na sklepowych półkach coraz mniej. Dobrze, niedobrze? Nie mnie oceniać.