Wydawałoby się, że nikt nie lubi sprzątania, albo że nikt się nigdy do tego nie przyznaje. Od około miesiąca, czyli od momentu gdy Netflix pokazał pierwszy sezon programu o sprzątaniu, wypromował się nowy trend – w sieci pojawili się cleanfluencerzy. Wszyscy sprzątają, cieszą i dzielą się tym z innymi. Czy porządkowanie nadaje się na formę rozrywki?
Wszystko zaczęło się od programu Tidying Up With Marie Kondo, od którego chyba nikt niczego nie oczekiwał. Jeśli jednak, to podejrzewam że niewiele. Być może nawet producent nie liczył na wysokie wyniki oglądalności… a tu niespodzianka. Natknąłem się przedwczoraj na angielskojęzycznych portalach na newsy o kolejnym sezonie! Czym jest ów HIT i dlaczego jest taki super?
Spis treści
Reality show jak każdy inny
Przyznam szczerze, że gdy usłyszałem nazwę produkcji Netflixa jakoś mną wzdrygnęło. Sprzątanie pod okiem jakiejś Japonki, której nie znam. Świetnie.
Żeby nabrać zdania obejrzałem dwa odcinki i poznałem troszkę Panią Marie, więc mogę się już zacząć wymądrzać – do dzieła. Tidying Up With Marie Kondo to, właściwie typowy, reality show. Taka netflixowa Perfekcyjna Pani Domu. Ładne kadry, trochę gry na emocjach w postaci kłótni domowników, klimatyczna muzyka i bałagan, który przemienia się w błysk. Ot, format o sprzątaniu jako zmianie życiowej.
Program prowadzi Marie Kondo, która jest uznawana za japońską guru od sprzątania. Napisała książkę, którą w Polsce można znaleźć pod tytułem Magia sprzątania i która w skali świata całkiem nieźle się sprzedaje. Zanotujcie sobie, że ma 2,2 mln obserwujących na Insta – wrócimy do tego. Podobno pomogła milionom osób, a jej rady są bezcenne, ale ja, w ciągu dwóch odcinków, nie poczułem jeszcze magii jej osoby ani magii tkwiącej w sprzątaniu. Póki co wycieranie kurzu z biurka nie niweluje moich wszystkich problemów, a poskładane ubranie mnie nie relaksują (a tak pokazywali w programie!).
Cleanfluencerzy przejmują Internety
To co charakterystyczne dla naszej rzeczywistości, to fakt, że nawet z najgłupszej rzeczy można uczynić w przekonaniu opinii publicznej trend. Przypomnę tu choćby modę na selfie ludzi obklejonych taśmą klejącą.
Nie żeby sprzątanie było głupie, ale spotkał je ten sam los. Teraz wszyscy ekscytują się czystym blatem w kuchni i szafą z wieszakami na których mało co wisi. Osoby popularyzujące nazywa się generalnie influencerami, ale wobec tych sławiących sprzątanie powstało inne ciekawe określenie. Cleanfluencerzy, czyli właśnie Ci, którzy zachęcają swoich fanów do porządkowania, to jak dla mnie rodzaj fenomenu.
Zapamiętaliście liczbę obserwujących? Pewnie, nie – Marie Kondo ma 2,2 mln fanów na swoim profilu na Instagramie. Jest chyba jedną z najpopularniejszych, jeśli nie najpopularniejszą cleanfluencerką na świecie. Ale spokojnie, nie jest jedyna w tym fachu. Jest jeszcze Sophie Hinchcliffe, znana jako Mrs Hinch, co pozwolę sobie kolokwialnie przetłumaczyć jako Pani Ogarniacz, z liczbą obserwujących w wysokości 1,7 mln. Oprócz nich na IG spotkamy jeszcze Lynsey Crombie oraz Gemmę Bray z liczbami followersów odpowiednio 106 tys. i 138 tys. Gwiazdą YouTube jest z kolei Melissa Maker, która zebrała na swoim kanale poświęconym sprzątaniu ponad milion subskrypcji.
Nie znam się na statystyce i wiem, że nie mogę zrobić tego co mam w zamiarze… ale zrobię to. Dodajmy te wszystkie, wymienione wyżej liczby. Otrzymujemy ponad 5,1 mln fanów sprzątania! Oczywiście przy założeniu, że… aaa, po co nam założenia. Wniosek jest taki, że bardzo dużo osób interesuje się sprzątaniem. Zamiast oglądać na swoje tablicy na Instagramie przekoloryzowany świat (co jeszcze do niedawna było w modzie), wolą popatrzeć na ładnie posprzątane i realistyczne mieszkanie. I skoro czerpią z tego inspiracje, a być może nawet i radość, to wspaniale!
Czyżby miliony ludzi odkryły wraz z premierą Tidying Up With Marie Kondo swoje nowe hobby? A może mieli je od dawna, ale bali się o tym wspominać? Bać nie ma się chyba czego, bo Internet wreszcie dotyka przyziemnych spraw naszej egzystencji.