Mija kolejny rok, w którym, według wizji przodków, poruszamy się już latającymi samochodami. Realia są nieco inne – nie wsiądziemy do unoszącego się samochodu dzisiaj czy nawet jutro, ale data 2022 roku wydaje się być już całkiem prawdopodobną dla tego osiągnięcia.
Znów zrobiło się ostatnio głośno o latających autach. Czy to dlatego, że skumulowały się w nas powakacyjne nerwy związane z zatłoczonymi drogami, czy też z powodu pospolitej nudy w sposobie jakim podróżujemy – nie wiadomo, ale twórcy latających mobili dochodzą do głosu.
Odzywa się do świata np. AeroMobil, która od 2017 roku buduje prototypy powietrznych samochodów. Ostatnio stworzyła elektryczny AeroMobil 5.0 VTOL. Wynalazek ten ma, czysto teoretycznie, szanse na podbój nieba i szos za jednym zamachem, bo wreszcie oferuje podstawowe dla konwertowanych pojazdów startowanie wertykalne. Do wzbicia się w powietrze nie potrzebuje długiego pasa startowego, ani pustego w promieniu kilometra pola, a jedynie kawałek ziemi, miejsce parkingowe czy fragment płaskiego dachu. AeroMobil startuje podobnie do drona i dokładnie w ten sam sposób porusza się do przodu czy do tyłu.
Podobnie potrafi BlackFly, czyli latające auto od firmy Opener Inc.. Produkt również jest prototypem i jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną, konkurencją dla AeroMobil. BlackFly ma 8 silników które pozwolą mu się rozpędzić do 100 kilometrów na godzinę (w powietrzu oczywiście). To wszystko za 200 tysięcy dolarów.
Jest jeszcze brytyjska firma Vertical Aerospace, która z powodzeniem przetestowała niedawno swój latający i jeżdżący środek transportu, więc może mówić o czymś więcej niż o prototypie. Oferta Brytyjczyków różni się nieco od innych, bo ich wehikuły w przeciwieństwie do reszty mają być taksówkami. Producent deklaruje, że będą cechowały się zasięgiem do 800 kilometrów i zrewolucjonizują transport powietrzny. Nie będziesz musiał iść na lotnisko, bo spod domu zabierze cię statek VA.
W branży taksówek latających działają też Japończycy, którzy testują EHang 184. To, patrząc na grafikę projektową, wielkie drony z kabiną pasażerską. Twórcy chwalą się, że mają jedną, ogromną zaletę przeważającą nad innymi latającymi samochodami. Dzięki autopilotowi unikną powietrznych stłuczek. Czy ich samokierująca sztuczna inteligencja podoła? Oby! Nie wyobrażam sobie powietrznych zderzeń i spadających nam na głowę elementów karoserii.
Niedojrzali do rewolucji
Jak widać powyżej, perspektywy do urzeczywistnienia snów starszych pokoleń są. Ale jest też wiele blokad, które skutecznie zapobiegną powietrznej rewolucji. Po pierwsze długa jest droga od prototypu tak skomplikowanej konstrukcji do jego seryjnej produkcji. Po drugie, grupa genialnych marketingowców będzie musiała przezwyciężyć obawy pierwszych klientów i znaleźć chętnych, którzy pokażą światu, że latające samochody działają. Potrzebne będą też odpowiednie zmiany w prawie. Zarówno AeroMobil jak i Opener Inc. deklarują, że do prowadzenia ich latających aut zbędne będą jakiekolwiek dodatkowe uprawnienia. Wątpię jednak, żeby Unia Europejska spojrzała na to zagadnienie identycznie.
Jeśli wierzycie w postęp technologiczny i w latające auta, możecie już rezerwować termin egzaminu na prawo… jazdy/lotu. Zapewne takie będzie tu wymagane J