Przypuszczam, że ocena zachowania mieszkańców pewnej prestiżowej dzielnicy w Bristolu przychodzi mi łatwo, ponieważ nie mam samochodu i nie wiem jakim problemem mogą być ptasie odchody na karoserii. Przyznaję się do tego bez bicia.
Wydaje mi się jednak, że w tej sytuacji coś poszło nie tak. A może tylko mi się wydaje?
Spis treści
Po krótce
Jest sobie eleganckie osiedle, na którym to rośnie całkiem sporo drzew. Są one zlokalizowane tak, że trudno pod nimi nie zaparkować. Na tych drzewach siadają (a raczej zwykły siadać) ptaki. Niektóre zmęczone, inne nie. Jeszcze kolejne zwyczajnie ciekawe stylu życia okolicznych mieszkańców.
I oto podjeżdża majętny jegomość, parkuje swoje drogie auto i idzie do najpewniej luksusowo urządzonego domu. Następnego dnia wychodzi do pracy, a jego oczom ukazuje się niby ten sam samochód, jednakże ozdobiony wątpliwej urody, ptasimi niespodziankami. W ilości sporej.
Wierzę, że…
… taka sytuacja może zirytować. Zwłaszcza, jeśli powtarza się każdego ranka. Szczególnie, jeśli wyjątkowo się spieszymy i zupełnie nie po drodze nam myjnia samochodów. Wierzę również, że istnieje jakiś sposób, aby nakłonić ptaki do tego, by na miejsce postoju wybierały sobie inne drzewa. No ale żeby od razu aż tak?
Mieszkańcy wspomnianego na początku osiedla zdecydowali się na zastosowanie dość radykalnego i nieco kontrowersyjnego sposobu walki z niechcianym ptactwem. Otóż… zamontowali na drzewach kolce! To nie żart! Pokryli gałęzie drzew kolcami, które mają uchronić ich super auta przed ptasimi nieczystościami…
Zrobili słusznie?
Sama nie wiem. Z jednej strony, rozumiem ich irytację. Zwłaszcza, że podobno próbowali już wszystkich sposobów – z montażem wielkiego, drapieżnego ptaka pośród gałęzi drzew włącznie. Z drugiej, szkoda mi tych ptaków, które nie będą mogły przykucnąć podczas jakiejś dłuższej trasy. Większość ptasich wędrowców robi to przecież, by odpocząć.
Czy można w takiej sytuacji znaleźć jakiś złoty środek? Jak myślicie?