Widzisz wysoki, betonowy mur zwieńczony drutami kolczastymi i kamerami. To nie czyni go jeszcze paryskim La Sante, ale z każdym kolejnym krokiem czujesz, gdzie jesteś. Nawet jeśli nigdy nie miałeś do czynienia z tą instytucją. Może dlatego, że przy wejściu zamykają Cię w klatce. Tak się właśnie wchodzi do zakładu karnego w Krzywańcu.
Moja wycieczka rozpoczęła się rano, między 9:00 a 10:00. Wtedy rytm więziennego dnia najbardziej sprzyja… ciekawskim. Bo jak mnie inaczej nazwać? Strażnik otwiera pierwszą kratę, wchodzę zamykając ją za sobą. Przez moment znajduję się uwięziony między bramą a drzwiami wejściowymi, na powierzchni około 2m2. To nieco klaustrofobiczne uczucie. Nagle znowu daje się usłyszeć bzyczenie zamka i mogę wejść do środka. Dopiero teraz naprawdę opuszczam wolną część tego świata.
W środku odbywają się dalsze procedury bezpieczeństwa. Jestem identyfikowany, przechodzę przez detektor metalu, którego skuteczność jest dodatkowo weryfikowana jego ręcznym odpowiednikiem. Następnie idę korytarzem do końca prosto, w prawo, wychodzę przez kolejną kratę i mogę oficjalnie powiedzieć, że JESTEM W WIĘZIENIU.
Spis treści
Tam też świeci słońce, ale jakby inaczej
Odwiedziłem Krzywaniec w pogodny dzień. Cisnęłoby się na usta, że było pięknie, ale… nie po tej stronie muru. Byłem wolny, a jednak ogrodzenie z każdej strony w pewien sposób ograniczało moje myśli, emocje. Doświadczyłem czegoś na kształt mentalnej klaustrofobii. Co musi czuć więzień, który wie, że te ograniczenia nie znikną po kilku godzinach?, myślałem. Myślałem i szedłem dalej.
850 osób, które zrobiło coś złego
Zakład Karny w Krzywańcu należy do tych większych w naszym kraju. To jeden z dwóch takich obiektów w Polsce, który zapewnia stałe terapie dla więźniów. Dysponuje prawie 850 miejscami do odbycia kary. Te, nie pozostają puste.
To przykre, kiedy w jednym miejscu znajduje się tyle osób, które złamały prawo. Jeszcze gorsze jest to, że osadzeni w Krzywańcu to w dużej mierze stali bywalcy. Odsiadują wyrok, a po krótkiej przerwie znów trafiają do celi. Najczęściej z podobnego powodu. Słuchając o takich osobach i poznając je, traciłem wiarę w ludzkość. Skoro kara nie działa, to jaki to wszystko ma sens? Dla więzienia i dla tych ludzi. Jeden ze skazanych, m.in. za posiadanie narkotyków, powiedział mi, że w Krzywańcu spędził swoje najlepsze chwile. Zaniemówiłem.
Uderzyła mnie jego szczerość. Następnie zrobiło mi się go żal. Narkotyki zniszczyły życie człowieka do tego stopnia, że jedynie przymusowa abstynencja mogła postawić go na nogi. Przyznał, że początkowo substancje psychoaktywne wprawiały go w błogi stan, ale z każdym kolejnym dniem przyjemność zamieniała się w męczarnie. Tych dni nawet nie rozróżniał, stały się zlepkiem czasu, który pędził jak szalony. Pieniądze się kończyły, on się starzał, a jego organizm odmawiał posłuszeństwa.
Zanim zdążyłem uronić łzę, dodał, że to jego drugi po 4 letniej przerwie, wyrok za narkotyki. Zrozumiałem wtedy, że dla takich ludzi nie ma już ratunku. Albo nie mogą już uwolnić się od uzależnień, albo… nie chcą.
Zero chęci
Są osadzeni, którzy traktują więzienie jako noclegownię. Tacy, którzy ewidentnie chcą zostać tam jak najdłużej, bo to łatwa forma życia. Czy nie uważacie, że jest to irytujące? Tysiące osób w Polsce czeka na odbycie kary. Państwo musi tworzyć nowe miejsca dla skazanych właśnie ze względu na takich biernych, pozbawionych ambicji więźniów. Jest ich naprawdę wielu, a w dodatku są mocno roszczeniowi.
Jako że w więzieniu istnieje opcja składania skarg, jakiś czas temu jeden z więźniów poprosił o odpowiedni formularz, skarżąc się na nieodpowiednią wielkość granulatu serka wiejskiego. Cząsteczki były dla niego nieodpowiednio duże.
Miłość za kratami
O miłości można tu mówić w wielu aspektach. Ważne są relacje osadzonych z rodziną na zewnątrz. Możliwe są wizyty, rozmowy telefoniczne z bliskimi czy przysyłanie paczek. Jeśli chodzi o podarki od rodzin, widoczna jest niepokojąca mnie tendencja. Podczas gdy osadzeni na męskim oddziale (oczywiście dla więźniów uprawnionych i zasłużonych, na oddziale półotwartym) posiadają telewizory, a niekiedy nawet konsole, kobiety w sąsiednim budynku są pozbawione tych luksusów. To nie jest podyktowane przepisami – pracownicy zakładu przyznają, że kobiety bardziej dbają o swoich mężczyzn w więzieniu, niż mężczyźni o kobiety. Widać to po liczbie wizyt, paczek i jakości podarków.
W kwestii miłości cielesnej: zbliżenia między więźniami raczej nikogo nie zdziwią. Nie wiedziałem natomiast, że możliwe są intymne widzenia więźniów z ich bliskimi. Co prawda trzeba takie spotkanie poprzedzić formalnym wnioskiem, co może być krępujące, ale taka opcja istnieje. Więzienie dysponuje specjalnym pokojem, w którym takie osoby mogą zaznać chwili intymności. Każdorazowo przysługuje im na to godzina.
Chyba najtrudniejszym do opisania typem miłości w zakładzie karnym, jest miłość matczyna. Na terenie zakładu znajduje się, posiadający 26 miejsc, Dom Matki i Dziecka. To dobrze, że są tu warunki do wychowywania dziecka, ale – jak w zasadzie w każdym przypadku – wszystko ma drugą stronę medalu… Po pierwsze, dzieci są tu często przepustką do lepszego traktowania i wyższego standardu życia.
Oddział dla matek jest jedynym, w którym pracownicy nie chodzą w mundurach. Wszystko jest „lepsze”. Niektóre matki zachodzą w ciążę tylko dla tych korzyści. Po drugie, dzieci są odbierane matkom po ukończeniu 3. roku życia. To podobno granica, sprzed której dziecko nic nie będzie pamiętało, ale raczej nikt nie zaprzeczy, że takie przerwanie 3-letniej relacji, to ciężkie przeżycie zarówno dla malucha, jak i jego mamy. Zwłaszcza, jeśli naprawdę je kocha, a nie traktuje wyłącznie jak opcji zapewniającej lepszy byt w zakładzie karnym.
Ciepłe cele, chłodna atmosfera
Warunki w ZK w Krzywańcu na pierwszy rzut oka nie należą do najgorszych. W pomieszczeniach jest bardzo ciepło. Na terenie obiektu znajdują się liczne punkty biblioteczne, świetlice, salki rekreacyjne, sala gimnastyczna, świetlica centralna, siłownia zewnętrzna i boisko sportowe. Zapewniona jest opieka medyczna i wsparcie psychologów. Odbywają się tu spotkania AA i AN, oraz działają wspólnoty religijne. Więźniowie mają zapewnione wyżywienie, ale dodatkowo na terenie zakładu znajduje się sklep. Mogą z niego korzystać Ci, którzy zarobią pieniądze w pracy.
Musicie bowiem wiedzieć, że za dobre sprawowanie w Krzywańcu można podjąć pracę, np. w niedalekiej hali produkcyjnej mebli tapicerowanych. Zarobione pieniądze trafiają w mniejszej części do rąk więźniów, a w większej do ich „skarbonek”. Po opuszczeniu zakładu te oszczędności mają zapewnić dobry start. Uważam, że to mądre posunięcie ze strony zakładu i sprawiedliwe rozwiązanie.
„Ludzie pracy” mają jeszcze jeden przywilej: mogą brać prysznic codziennie, podczas gdy pozostałym przysługują tylko 2 prysznice tygodniowo. To dobry system motywacyjny.
I choć po wszystkim, co napisałem, mogłoby się wydawać, że Krzywaniec to synonim wygodnego hostelu, żeby w pełni nakreślić więzienne warunki muszę dodać coś jeszcze. Cele są ciepłe, ale ciasne. Od 4 do nawet 8 osób w pokoju. Czasami w środku znajduje się niczym nieodgrodzona toaleta. Więźniowie mają mało kompletów ubrań. Na całym oddziale śmierdzi dymem papierosowym. Zdarzają się bójki, atmosfera jest napięta i należy uważać, żeby nie naprzykrzyć się złej osobie. Pod pozornie wygodnym mieszkankiem kryje się, mimo wszystko, przytłaczające miejsce. I pomyśleć, że niektórzy przeżyli tu swoje najlepsze chwile…
Niekiedy życie zaczyna się od Krzywańca
Zbliża się godzina 14:00, pora więziennego obiadu. To najwyższy czas, żeby opuścić budynek Zakładu Karnego w Krzywańcu. Idę pokornie do wyjścia i znów myślę. Więźniowie patrzą na świat inaczej niż ja. Bywają pogodniejsi ode mnie, nadzieja u nich nie ginie. Nadzieja na dobre życie, które definiują sobie inaczej niż my, tu na wolności. Wielu z nich docenia karę, terapię albo chociażby warunki, w jakich żyją.
Nieistotne, jacy tu przyszli. Ważne, jacy wyjdą. Jeżeli wrócą – trudno, czasami nikt nie ma na to już wpływu. To smutne, ale oczywiście są i tacy, którzy nie są w stanie naprawić zrozumianych dopiero w więzieniu błędów. Niemniej jednak, Krzywaniec nie jest tak strasznym miejscem, na jakie wygląda. Na różne sposoby spełnia swoją rolę. Ambitnym pomaga wejść na dobrą drogę, pozostałym zapewnia godziwe życie.
Co dała mi ta wizyta? Na pewno patrzę na świat i swoją przyszłość, z większą pokorą.