Ariana Grande zdaje się doskonale radzić sobie z zapachami. Jej pierwsze perfumy o nazwie Ari spotkały się z dużą aprobatą, nie było więc co zwlekać, na rynku pojawiło się niedawno drugie pachnidło, Frankie, sygnowane jej nazwiskiem. Jednak w mediach zawrzało za sprawą kampanii marketingowej, która towarzyszy promocji nowego zapachu.
Nazwa tego wonnego flakonu wzięła się od imienia ukochanego starszego brata Ariany i w przeciwieństwie do Ari, drugi zapach ma nie być tylko kolejnym zwykłym flakonem na półce sklepowej. Nowy zapach jest przedstawiany jako neutralny płciowo. Zanim jednak pomyślicie o tym, jak nowoczesna i otwarta jest Ariana Grande tworząc coś tak nowatorskiego, warto sobie przypomnieć, że takie zapachy istnieją już od dawna, tylko pod inną nazwą – unisex. Z pewnością jednak nowe określenie tego typu wonności może wpłynąć na lepszą sprzedaż, może to więc dobry chwyt marketingowy?
Oczywiście w zapachach neutralnych płciowo lub po prostu unisex nie ma nic złego, wręcz przeciwnie, często są one znacznie lepsze od tych przypisanych danej płci. Ale nasuwa się pytanie, czy użycie terminu, który odnosi się do większego problemu społecznego tylko w celu marketingowym nie jest trochę nieetyczne.
Niemniej połączenie zapachowe różowego pieprzu, dzikiej orchidei, moreli i drewna cedrowego wydaje się być naprawdę interesujące. Może więc nie warto się czepiać?
(źródło: mashable.com)