W ciągu dnia, Jo Broughton dorabiała do opłacenia czesnego w szkole fotograficznej pracując w studiu, w którym nagrywano filmy porno, była tam dziewczyną „od wszystkiego”: sprzątała, robiła herbatę i kawę czy prasowała prześcieradła, ale po zmroku, kiedy plan zdjęciowy opustoszał, Jo fotografowała pozostawione po dniu kręcenia scenografie i rekwizyty.
Jo Broughton uświadomiła sobie, że znalazła idealny temat do uwiecznienia za pomocą aparatu. Jak sama wspomina: „Sprzątanie bałaganu po dniu ujęć było trochę jak przebywanie na miejscu zbrodni.” Standardowe dla tego typu branży scenografie jak łóżko szpitalne, tworzące idealne tło dla filmu o pielęgniarce i pacjencie, były dla niej równie interesującym materiałem do uwiecznienia jak mniej oczywiste aranżacje scenerii, np. lodowa jaskinia.
Na niektórych fotografiach widać pozostałości z dnia na planie: butelka z lubrykantem, wibrator czy szpilki. Broughton wyznaje: „Czasami miałam problemy z tym, co działo się w tej przestrzeni, nie podobało mi się przedstawianie uprzedmiotowionych kobiet.” Jednak tworzenie tych zdjęć w specyficzny sposób pozwalało jej uporać się z dylematami.
Artystka dodaje także, że w porno-biznesie sporo się zmieniło od kiedy zrobiła pierwsze zdjęcie scenografii. W dzisiejszych czasach nastawienie ludzi jest zupełnie inne, filmy tego typu są łatwiej dostępne i z pewnością o wiele bardziej ekstremalne.
(źródło: theguardian.com)