Takiego tłumu pod hotelem piłkarzy w miasteczku La Baule jeszcze podczas mistrzostw Europy nie było. W sobotni wieczór kadrę witali polscy i francuscy kibice. Pierwsi przyjechali w większości z pobliskiego Saint-Nazaire (właśnie tam lądują piłkarze po powrotach z meczów). Pracują m.in. w tamtejszej ogromnej stoczni, a także w branży elektronicznej i budowlanej.
„Chcieliśmy powitać naszych bohaterów już na lotnisku w Saint-Nazaire, ale policja nie pozwoliła. Dlatego jesteśmy tutaj” – mówili fani.
„Mecz ze Szwajcarią kosztował mnie chyba 10 lat życia, ale warto było oglądać” – przyznał jeden z polskich fanów, mieszkający w Saint-Nazaire od sześciu lat. Jak dodał, pracuje w firmie razem z Portugalczykami. „Napisałem im po naszym meczu ze Szwajcarią, że czekamy na nich w ćwierćfinale” – dodał.
Wśród tłumu witającego piłkarzy niektórzy kibice byli rozemocjonowani do tego stopnia, że wchodzili na barierki otaczające teren hotelu. Emocje sięgnęły zenitu, gdy autokar z kadrą podjechał pod bramę Barriere L’Hermitage. Rozległo się gromkie „dziękujemy”, a później zaczęło się popularne wśród kibiców (zwłaszcza na stadionach) śpiewanie hymnu narodowego.
Sporo czasu fanom poświęcił tradycyjnie selekcjoner. „Trenerze, wygramy te mistrzostwa. I następne!” – usłyszał od rodaków podbudowanych meczem ze Szwajcarią. „Adaś, Adaś!” – skandowali ci najbardziej zagorzali.
Szczęśliwa była także grupa młodych francuskich kibiców. Oni przyszli głównie po podpisy. I dopięli swego – wkrótce odeszli spod hotelu z piłką, na której autograf złożył Jakub Błaszczykowski, strzelec gola w meczu ze Szwajcarią. „Blaścikowski!” – wymawiali szczęśliwi nazwisko polskiego pomocnika.
W samym hotelu piłkarzy powitał napis: „Brawo Polacy, z przyjemnością będziemy państwa gościć aż do 10 lipca”. Tego dnia odbędzie się finał turnieju.
Reprezentacja Polski wygrała w sobotę ze Szwajcarią w rzutach karnych 5-4. Po 90 minutach i dogrywce było 1:1. W ćwierćfinale zagra z Portugalią.
Z La Baule Maciej Białek (PAP)