Zginęły w większości kobiety, stanowiące aż 85-95 proc. siły roboczej w tej branży. Ta największa z katastrof w przemyśle odzieżowym, który jest jednym z głównych źródeł dochodu w biednym Bangladeszu, rzuciła nieco światła na urągające warunki pracy i powszechny wyzysk.
Na miejscu, w którym stał budynek z pięcioma zagranicznymi fabrykami, zgromadziło się z rana około 2 tys. ocalałych z tej katastrofy, działacze i krewni ofiar. Złożyli kwiaty i zdjęcia swoich bliskich.
Domagali się wypłaty właściwych odszkodowań i sprawiedliwości. Rok temu organizacja Transparency International szacowała, że ocalonym i rodzinom ofiar wypłacono jedynie 15 proc. obiecanych świadczeń.
Część krewnych ofiar apelowała o karę śmierci dla właściciela budynku, Shohela Rany. Od jego nazwiska pochodziła nazwa wieżowca – Rana Plaza.
Po katastrofie policja aresztowała i oskarżyła o zabójstwo kilkadziesiąt osób, w tym Ranę, urzędników z kierownictwa fabryk oraz rządowych inspektorów, którzy wydawali im certyfikaty bezpieczeństwa. Nikt jednak nie został skazany.
W trzy lata po katastrofie według agencji EFE jedynie niewielka część z około 4,5 tys. fabryk odzieżowych w Bangladeszu ma oficjalne certyfikaty bezpieczeństwa. Zakłady te zatrudniają ponad 40 proc. krajowej siły roboczej i dostarczają 80 proc. całego banglijskiego eksportu.
Dzień przed zawalaniem się Rana Plaza pracownice fabryk zgłosiły pęknięcia ścian nośnych wieżowca. Policja ewakuowała budynek i wezwała inżynierów. „To taka mała rzecz, a robią z tego wielką aferę. To nie pęknięcie, odpadł tylko tynk” – tłumaczył wówczas Rana lokalnej telewizji ETV. Ludzie przed fabryką byli jednak przerażeni i otwarcie mówili, że boją się wrócić do budynku. Menedżerowie fabryk zagrozili wówczas masowymi zwolnieniami, więc następnego dnia wszyscy, z duszą na ramieniu, stawili się w pracy.
Oprócz ofiar śmiertelnych ponad 2,5 tys. osób zostało rannych. Wielu straciło ręce i nogi.
Dwa lata po katastrofie rząd Bangladeszu znacznie podniósł minimalne wynagrodzenie robotników – z 3 tys. taka (ok. 150 zł) do 5,3 tys. taka (ok. 260 zł). Wciąż jest to jednak najniższa płaca minimalna na świecie, a według raportu Bangladeskiej Organizacji Wytwórców i Eksporterów Odzieży aż 40 proc. fabryk i tak nie wypłacało ustawowej stawki.(PAP)
klm/mc/