Amerykański Departament Stanu chce, aby osoby ubiegające się o wizę przedstawiały mu swoją nazwę użytkownika, pod którą figurują w mediach społecznościowych – informuje „The New York Times”. Jeśli się nie mylę, zahacza to o inwigilację.
O ujawnienie takich danych mają być proszone osoby wypełniające formularz wizowy DS-160, czyli standardowy dokument wypełniany przez każdego, kto ubiega się o wizę. Chodzi o nazwy użytkownika, bądź imię i nazwisko, pod którym można nas znaleźć w serwisach takich jak: Facebook, Twitter, Instagram, LinkedIn, YouTube, Google+, Flickr, Pinterest, Tumblr, Myspace, Reddit oraz kilku mniejszych, przeważnie lokalnych serwisów.
Propozycja ma dotyczyć 14,7 miliona osób – tyle wniosków odwiedzających notuje rocznie USA. Do tej pory trzeba było opisać historię podróży, informacje o członkach rodziny oraz poprzednie adresy zamieszkania. Dlaczego USA chce analizować jeszcze profile społecznościowe?
Spis treści
Social media = osobista wizytówka
Odpowiedź jest prosta. Z naszych social mediów można wyczytać niejednokrotnie więcej, niż z samego wniosku czy rozmowy w konsulacie. Zamieszczamy w Internecie ogrom danych personalnych, pokazujemy swoje codzienne życie, zainteresowania, znajomych. Wyrażamy przekonania i publikujemy treści, których podczas rozmowy z urzędnikami raczej nie prezentujemy.
Profil na Facebooku czy na kanał na YouTube stanowią niemal idealne odzwierciedlenie człowieka XXI wieku, więc nie dziwię się, że USA chce prewencyjnie sprawdzać konta w social mediach. Pytanie brzmi, czy to zasadne?
Co za dużo, to niezdrowo!
Uważam, że władze nie powinny zaglądać do Internetu i oceniać nas przez pryzmat tego, co w nim zamieszczamy. W sieci czujemy się naprawdę wolni, bo tam możemy z naszego prawa do wolności słowa łatwo korzystać. Jeżeli napiszę na moim Facebooku, że nie popieram polityki Donalda Trumpa, albo życzę sobie w Polsce łatwiejszego dostępu do broni, Ambasada USA może źle to zrozumieć.
Skoro nie popierasz Trumpa, po co jedziesz do USA? Skoro chcesz łatwiejszego dostępu do broni, zapewne zamierzasz ją sobie kupić i masz plany na jej wykorzystanie. Nie dostaniesz wizy, bo Twój Facebook sugeruje, że jesteś dla Stanów niebezpieczny.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Kluczowe dla mojej opinii na temat planowanych działań, byłoby poznanie sposobu weryfikowania profili na kanałach społeczności internetowych. Z jednej strony mi się to podoba, bo szaleńca nie trudno poznać, nawet po jego Twitterze czy profilu na Tumblr. Ale jest też druga strona medalu, która sugeruje mi, że to mogłoby obrócić się przeciwko niegroźnym, ale aktywnym w social mediach turystom.
To, czy plany Departamentu Stanu wejdą w życie, okaże się dopiero po 29 maja. Do tego czasu będą trwały konsultacje publiczne. Dopiero po nich propozycja zostanie przegłosowana i ułożona na stosie aktów prawnych USA, albo wrzucona do śmietnika.
Europa już dawno otworzyła granice, tworząc strefę Schengen. Ameryka tymczasem wciąż, coraz bardziej, się zamyka. To nie jest XXI-wieczne myślenie…