Przyznaję się bez bicia – nie umiem. Nie potrafię wyobrazić sobie kolejnego sezonu House of Cards bez Kevina Spaceya.
Oglądałam ten serial na raty. Po pierwszym sezonie i kilku odcinkach sezonu drugiego, zrobiłam dłuższą przerwę na dwie inne produkcje Netflixa po to, by po ich zakończeniu wrócić do Białego Domu. Jak się okazało, drugie podejście do historii Underwoodów, było tym właściwym. Przepadłam.
Odpaleniu przeze mnie każdego odcinka House of Cards, towarzyszyły skrajne emocje. Z jednej strony – zafascynowana intrygami, nagłymi zwrotami akcji i ich nieprzewidywalnością – nie mogłam doczekać się kolejnych wątków serialu. Z drugiej, nie chciałam, by mój ulubiony dramat polityczny dobiegł końca. Nawet jeśli ten “koniec” oznaczał jedynie przerwę między sezonami serialu.
Skąd miłość do House of Cards?
Z dwóch powodów. Po pierwsze, uwielbiam politykę i wszystko co jest z nią związane. Lubię poznawać mechanizmy, które nią rządzą – nawet jeśli na pozór wydają się być mocno przerysowane. Po drugie, “państwo Underwoodostwo”! Dawno żadne postaci nie wywoływały we mnie tak wielu, totalnie różniących się od siebie, emocji. Od samego początku fascynowała mnie ich siła, determinacja i wzajemne wspieranie się – po trupach, ale jednak do celu. Zwyczajnie mnie zahipnotyzowali. Wyglądem, gestami, inteligencją i brakiem jakichkolwiek skrupułów.
Frank i Claire. Zawsze razem, ale jednak od pewnego momentu osobno. I to tak pięknie osobno, że gruncie rzeczy cały czas razem. I teraz Francis ma iść w odstawkę? Cytując krajowych polityków, nie ma na to mojej zgody.
Claire nadal wygląda świetnie. W dalszym ciągu bije od niej jakaś niezwykła siła. Ale czy uda jej się udźwignąć finałową serię kultowego już, House of Cards, bez Franka?
Premiera szóstego, ostatniego już, sezonu mojego ulubionego dramatu politycznego, planowana jest na jesień tego roku. Czy ją obejrzę? Mimo braku Kevina Spaceya w obsadzie? Pewnie tak. Chociażby po to, by odpowiedzieć sobie na pytanie, które zadałam powyżej.
A jakie jest Wasze zdanie? Czy House of Cards bez Franka Underwooda, ma jakikolwiek sens?