Trafiłem w te święta na internetową super, hiper, ekstra wyprzedaż. Obniżki sięgały kilkudziesięciu procent, a ceny… No właśnie, ceny wciąż pozostawały absurdalnie wysokie. Tym razem to nie wina podatków, ale naszego kultu marek. Nic dziwnego, że rozkwita przy nim rynek podróbek.
Panuje powszechne przekonanie, że produkty oryginalne, naznaczone logotypem znanego producenta, są lepsze. Wielu konsumentów kieruje się marką przy wyborze smartfona, bluzy, zegarka, perfum albo nawet bielizny. Często to bardzo słuszne kryterium, bo oprócz renomy i znaku, jakość też zasługuje na pochwałę. Gorzej, gdy celując w markowy produkt, trafimy na jego podróbkę.
Spis treści
Co 33 produkt to podróbka
Według badania przeprowadzonego w 2019 roku przez EUIPO i OECD naruszenia praw własności intelektualnej w handlu międzynarodowym – w 2016 roku – mogły dotyczyć aż 3,3% światowego handlu. Oznacza to mniej więcej tyle, że jeden na 33 klientów został oszukany. Łączna wartość podrobionych produktów w skali całego rynku sięga 500 mld dolarów. W Polsce straty dochodzą do 1,2 mld euro rocznie.
Przykładu nie trzeba szukać daleko. 30 grudnia 2019 roku KAS zatrzymała na granicy dostawę 8,5 ton podrobionych zabawek. Wartość towaru, który miał zostać sprzedany w Warszawie, szacuje się na blisko 2 mln złotych – poinformowała PAP. Z raportu skarbówki wynika, że w tym konkretnym przypadku mowa o 28 tysiącach sztuk zabawek. Wypadałoby zapytać, jak kupować, żeby nie natrafić przypadkiem na podróbkę. Okazuje się jednak, że to dość zbędne pytanie.
Świadomie wybieramy imitacje
Z raportu opracowanego na podstawie badania ARC Rynek i Opinia wynika, że Polacy zaskakująco często po podróbki sięgają świadomie. Spośród 65% ankietowanych, którzy kupili kiedyś podróbkę, aż 42% zrobiło to świadomie. Co ciekawe, prawie połowa respondentów odpowiedziała, że nie jest pewna czy potrafi lub że nie potrafi rozróżnić oryginału od podróbki. Przyznam się, że często i mi sprawia to problem.
O ile w sklepie stacjonarnym można kierować się przy werdykcie wrażeniami dotykowymi, a więc wagą, jakością wykonania czy kolorami, o tyle w sieci rozpoznanie podróbki może być niemal niemożliwe. Potwierdzają to wyniki wspomnianego badania, bo internet jest jednym z dwóch najczęstszych miejsc zakupu podróbek (obok bazarów). W ten sposób co piąty z nas kupuje podróbki regularnie, a co trzeci średnio raz w roku. Skąd bierze się tak duża skala tego zjawiska?
Niższa cena prestiżu
Ankietowani, którzy wskazują, że świadomie nabyli podróbkę, wykazują dość nielogiczny tok rozumowania. Sięgają po kopie wymarzonych produktów, bo nie stać ich na produkty oryginalne. Poza tym duża część twierdzi, że nie widzi różnicy między podróbkami a oryginałami albo że łatwiej o dostępność podróbek. I tu, w kontrze do informacji, że prawie 8 na 10 osób uważa biznes podróbkowy za nieetyczny, dochodzimy do absurdu.
Wszystko wskazuje na to, że nosząc ubrania znanych i prestiżowych marek albo korzystając z urządzeń elektronicznych najwyższych modeli, chcemy jednocześnie oszczędzić. Sięgamy wtedy po podrobione produkty, żeby za kilkukrotnie niższą cenę niż rynkowa móc pochwalić się przed przyjaciółmi – przykładowo – drogim zegarkiem. To coś, czego nigdy nie zrozumiem. Prestiż z zakupu podróbki jest przecież żaden.
Nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze kupić „markowego” produktu tylko dla firmowego znaczka. Na drogie produkty popularnych marek decyduję się tylko wtedy, gdy faktycznie oferują ponadprzeciętną jakość, ciekawe wzornictwo albo, w przypadku elektroniki, sprawdzone podzespoły i dobre warunki gwarancyjne. Lubię zapoznać się z takim przedmiotem w realu i przekonać się o jego faktycznym prestiżu. Nie wiem jak niektórych, ale bardziej ucieszyłby mnie sprawny zegarek no name niż plastikowa albo niesprawna podróbka najpiękniejszego modelu kultowego producenta. Wydaje mi się, że jeśli kupować coś markowego, to tylko ze sprawdzonego źródła. W przeciwnym wypadku mija się to z celem.
Problemem kult marek
Generalizując, sami jesteśmy winni temu, że sprzedawcy chcą nas oszukiwać. Uzależniliśmy się od popularności, prestiżu i marek. Winne jest przekonanie, że to co markowe, jest lepsze. Nawet ludzie na co dzień niezainteresowani produktami oryginalnymi są skłonni po nie sięgnąć. Pamiętacie, gdy w sieci jednego z niemieckich dyskontów pojawiły się markowe klapki w cenie nieco niższej niż zwykle? Zainteresowanie produktem przerosło najśmielsze oczekiwania, a w sklepach zagościły tłumy.
Działa tu najstarsza zasada ekonomii: popyt potęguje podaż. Światowe marki, których produkty chcielibyśmy posiadać, pozwalają sobie na coraz wyższe ceny. Często nie mają one związku ze wzrostem jakości. Po prostu rosną. Nie dociera to do konsumentów, którzy wciąż pragną kupować produkty uwielbianego producenta w cenie sprzed kilku lat. I tu zaczynają się internetowe poszukiwania jak najlepszej cenowo oferty.
Ziemniaczki będą na czwartek – dlaczego nie lubię lokalnych sklepów?
Czasami z góry widać, że sprzedawca stacjonuje w Indiach/Chinach/innym centrum podróbek. Widać, że oferta jest alarmująco korzystna. Widać, że nie ma możliwości zwrotu produktu. To nieistotne – zamawiamy, bo będzie można się wreszcie poczuć luksusowo. Ot, paradoks luksusu.
Labirynt bez wyjścia
Najgorsze jest to, że rynek podróbek rośnie w siłę praktycznie każdego dnia. Przemyt imitacji oryginalnych produktów trwa i będzie trwał. Dochodzi już nawet do tego, że w popularnych sklepach z dobrą renomą można natrafić na fałszywki. Stało się tak w USA w 2012 roku, gdy tuż przed Bożym Narodzeniem znany sklep CostCo włączył do oferty pierścionki Tiffany. Znany producent biżuterii pozwał sieć handlową, bo nie podpisał z nią żadnej umowy i nie wysłał żadnej dostawy. Do sklepu przedarły się bezczelnie podrobione pierścionki. Niczego nieświadomy sklep sprzedawał, a klienci ufnie kupowali.
Labirynt podróbek zdaje się nie mieć wyjścia. Tak długo, jak będziemy czcili znane i popularne marki, będziemy notorycznie oszukiwani. Należałoby jeszcze pouczyć, że warto uważać i kupować tylko ze sprawdzonych źródeł, ale… Podróbki są przecież wszędzie. O czym to świadczy?