To już dzisiaj. Najlepszy i najgorszy zarazem serial, jaki widziałam w ostatnich latach, ma swoją trzecią odsłonę. Najlepszy, bo trzyma w napięciu przez każdą minutę. Najgorszy ‒ z tego samego powodu. Dosłownie siedzisz jak na gwoździach, bo już po obejrzeniu kilku odcinków wiesz, że jeśli jest dobrze i możesz odetchnąć z ulgą, to niezawodnie za chwilę będzie tak źle, że poskładasz się w środku.
„Opowieść podręcznej” jest bardzo brutalna: mamy tu plastycznie przedstawione gwałty, kary śmierci przez powieszenie lub utopienie z kamieniem na szyi, fizyczne i psychiczne znęcanie się nad kobietami, a nawet obozy masowej zagłady ‒ takie, jakimi mogłyby być współcześnie. Już z tego powodu film nie należy do łatwych w odbiorze. Trzeba przygotować się na silne emocje, wśród których dominować będą smutek, złość, a nierzadko i obrzydzenie.
Z drugiej strony, motorem działań wszystkich głównych bohaterów jest miłość: do dziecka lub do partnera. Ale nie ta romantyczna, rozwlekła i ogólnie ładna, tylko taka, która objawia się w działaniu i walce za wszelką cenę. Ścierają się tu silne charaktery, potrzeby i słabości zwykłych ludzi postawionych w krańcowej sytuacji. Z niezwykłym realizmem psychologicznym. Działania w „Opowieści podręcznej” jest zresztą bardzo dużo i spokojnie można oglądać ją jako film akcji. Tylko że taki robiący duże dziury w mózgu na długi czas.
To jest ten typ serialu, po którym budzisz się rano i cały czas masz go w głowie.
Spis treści
Realna dystopia
„Opowieść podręcznej” jest klasyczną dystopią. W Gilead, państwie, które w nieokreślonej przyszłości zastąpiło Stany Zjednoczone, panuje dyktatura jednej kasty: zamożnych, wykształconych mężczyzn. Pozostałe klasy społeczne żyją wedle ściśle ustalonych norm, mocno podpartych religią. Niepodzielnie rządzi patriarchat, a kobiety są sprowadzone do kilku służebnych ról: pań domu, inkubatorów i prostytutek. Nieposłuszeństwo jest bezwzględnie karane.
Prawdziwa siła serialu tkwi jednak przede wszystkim w kontekście, jaki zyskał w środowiskach liberalnych. Jego premiera zbiegła się w czasie z odradzaniem się na świecie ruchów skrajnie prawicowych i zwiększeniem wpływów partii konserwatywnych w Stanach Zjednoczonych władzę zdobył Trump, przez Polskę przetaczały się Czarne Marsze. Podręczne stały się dla wielu symbolem tego, co może się wydarzyć, jeżeli społeczeństwo pozostanie bierne i podda się narodowo-religijnej narracji.
Nowy sezon „Podręcznej”
June to zarazem czerwiec i imię głównej bohaterki. Nie bez przyczyny premiera odbywa się właśnie w tym miesiącu: trailery zdradzają, że trzeci sezon wreszcie będzie należał do June. Przynajmniej choć trochę, bo cena za próbę przeciwstawienia się systemowi na pewno będzie wysoka, jak zwykle w życiu podręcznej. Jeśli mam coś zmienić, potrzebuję wsparcia. sojusznika, który ma władzę ‒ mówi June. Wydaje się, że jeszcze większą rolę odegrają tym razem Serena, czyli żona Komendanta, oraz ciotka Lydia (tak, też miałam nadzieję, że umarła), bowiem June z nimi właśnie będzie negocjować.
Przeczytaj też: Netflix zekranizuje historię influencerki, która oszukała wszystkich
Pierwsze trzy odcinki potwierdzają kierunek obrany w trailerach. June powoli wyrasta na liderkę kobiecego buntu. Nie mamy już do czynienia z ofiarą, ale zdeterminowaną wojowniczką, która walczy nie tylko o przetrwanie swoje i córki, lecz także staje w imieniu wszystkich kobiet.
Na zakończenie wiadomość dobra i zła w jednym. Z całą pewnością nie mamy co liczyć na szczęśliwy koniec w trzecim sezonie. Ani na żaden koniec w ogóle. Margaret Atwood, autorka oryginalnej powieści, pisze właśnie jej sequel. Na kanwie oryginalnej powieści powstało dziesięć pierwszych (moim zdaniem najlepszych) odcinków, więc potencjalna czwarta seria zapowiada się świetnie.