Spis treści
Cisza jako coś „niekomfortowego”
Zwróć uwagę: ile razy ostatnio byłeś w ciszy, nie wypełniając jej automatycznie czymś „dla rozproszenia”? Większość z nas żyje w rytmie tła – muzyki, podcastów, TikToka, telewizji. Nie dlatego, że nie potrafimy inaczej – ale dlatego, że… w ciszy może coś do nas dotrzeć. A tego właśnie próbujemy uniknąć.
Cisza zmusza nas do konfrontacji: z własnymi myślami, emocjami, pytaniami, które odpychamy na bok. W hałasie da się ich nie słyszeć. W ciszy – stają się wyraźne.
Dźwięk jako kontrola i ucieczka
Dla wielu z nas dźwięk to kontrola. Włączona muzyka = kontrolowany nastrój. Odpowiedni podcast = skupienie. Ulubiony serial w tle = bezpieczna rutyna. To trochę jak zakładanie emocjonalnych słuchawek – żeby nie słyszeć tego, co niewygodne.
Z drugiej strony – dźwięk to także ucieczka. Przed samotnością, nudą, niepokojem. Przed pytaniem „czy to, co robię, ma sens?”. W kulturze, która promuje nieustanną aktywność, cisza jawi się jako pustka. A pustkę trzeba czymś zapełnić – najlepiej natychmiast.
Cisza kojarzy się z brakiem – a my nie lubimy tracić
Jesteśmy pokoleniem FOMO – fear of missing out. Wychowani na niekończących się bodźcach, feedach i powiadomieniach, mamy zakodowane, że coś się dzieje zawsze. Gdy jest cicho, może coś nas omija? Może nie jesteśmy wystarczająco „na bieżąco”? Może powinniśmy robić więcej?
Cisza bywa odczytywana jako brak: bodźców, treści, działań. A przecież brak to – w naszym pokoleniowym rozumieniu – strata. I tu pojawia się lęk. Bo jeśli nic się nie dzieje, to może znaczy, że nie żyjemy „pełnią życia”? Błąd.
Nasze pokolenie i potrzeba hałasu
To nie tylko kwestia przyzwyczajenia do hałasu – to sposób regulowania emocji. Hałas (fizyczny lub cyfrowy) pozwala nam nie czuć samotności, smutku, zwątpienia. To proteza bliskości i obecności. I jednocześnie… główna przyczyna naszego przemęczenia.
Jesteśmy zmęczeni ciągłym odbieraniem treści, a jednak nie umiemy bez nich żyć. Bo jeśli się zatrzymamy, może usłyszymy coś, czego wcale nie chcemy słyszeć? Właśnie dlatego cisza przeraża – bo jest jak lustro, a my często nie jesteśmy gotowi w nie zajrzeć.
Cisza to nie pustka – to przestrzeń
Co by się stało, gdybyśmy potraktowali ciszę nie jako brak, ale jako przestrzeń? Nie jako niewygodną przerwę, ale jako oddech? Cisza może być kojąca, jeśli tylko przestaniemy ją interpretować jako stratę.
W ciszy łatwiej usłyszeć siebie – nie wersję dla Instagrama, nie personę do pracy, tylko tę prawdziwą, niewygładzoną. Czasem właśnie w ciszy rodzi się najwięcej – refleksja, spokój, twórczość. I to nie przypadek, że najlepsze pomysły przychodzą, gdy akurat nie mamy słuchawek w uszach.
Nie, nie musisz nagle wyłączyć wszystkich urządzeń i medytować w lesie. Ale możesz dać sobie prawo do momentów ciszy. Zamiast wypełniać każde „nic” treścią – zostaw je puste. Może to właśnie wtedy dowiesz się, czego naprawdę potrzebujesz?
Nasze pokolenie nie musi być głośne, żeby coś znaczyć. Czasem najgłośniejsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy w końcu zapada cisza.