Wiele włoskich miasteczek zmaga się z problemem wyludnienia. Klimatyczne małe osady nie chcą znikać z map, więc lokalne władze starają się przyciągnąć nowych mieszkańców. To z kolei tworzy dla turystów niebywałe okazje do tanich podróży.
To pewne, że wśród nas znajdą się zarówno sympatycy wiejskich, nietkniętych stopą postępu cywilizacyjnego miasteczek jak i ogromnych, głośnych aglomeracji. Nie ma sensu debatować, gdzie mieszka się lepiej – to kwestia gustu, a ten, jak wiadomo, niezbadany.
Spis treści
Włochy pustoszeją
Wszystko wskazuje jednak na to, że większość populacji preferuje miasta. I o ile te większe, kilkudziesięciotysięczne, wciąż są dla nich jakąś propozycją, o tyle reszta przestaje mieć dla młodych pokoleń znaczenie. W aglomeracjach panuje ścisk, a we wsiach pustka. Tak sytuacja ma się np. we Włoszech, gdzie zagrożone wyludnieniem jest około 2500 osad, co według raportu Legambiente, włoskiego stowarzyszenia na rzecz ochrony środowiska, stanowi około 30% tamtejszych wiosek.
Problemów Włochy mają więcej. Społeczeństwo tego kraju starzeje się rażąco szybko – pod tym względem kraj ten ustępuje tylko Japonii. Na 100 Włochów do 30 lat przypada aż 170 osób powyżej 65. roku życia! Od 2015 roku notuje się ponadto spadki liczby ludności rzędu 100 tysięcy mieszkańców rocznie.
Mieszkania tańsze od spaghetti?
Lokalne władze wielu miejsc zagrożonych wyludnieniem chwytają się każdej możliwej deski ratunku. Rok temu pisaliśmy Wam, że w Ollolai można kupić dom za równowartość 4 złotych. Wówczas kupujący zobowiązywał się, że w ciągu trzech lat od zakupu gruntownie go wyremontuje. Średni koszt napraw w przypadku wszystkich 200 nieruchomości wystawionych na sprzedaż wahał się w okolicy 100 tysięcy złotych – może nie była to najgorętsza możliwa oferta, ale wciąż chyba zaskakująca dla nas, Polaków.
Aktualnie znalazłem informacje o dwóch kolejnych akcjach naboru mieszkańców. Jedna z nich tyczy się miasteczka Sambuca di Sicilia założonego w IX wieku przez Arabów. W 2016 roku otrzymało ono od włoskiej telewizji RAI tytuł najpiękniejszego miasteczka we Włoszech. Słynie z produkcji wina i oliwy, oraz z uprawy migdałów i pistacji. Dzisiaj można zamieszkać w nim kupując dom za 1 euro, czyli identycznie jak w przypadku Ollolai.
Haczyk jest taki sam, z tym, że koszty remontów budynków szacowane są nie na 100, a na 65 tys. złotych. Kupujący musi dodatkowo złożyć depozyt w wysokości 20 tys. złotych, który zostanie zwrócony po dokonaniu renowacji. Burmistrz tłumaczy, że miasteczko z tradycją nie może pozwolić sobie na utratę pięknego arabskiego dziedzictwa. Oferowane są najróżniejsze domy, często oferujące wewnętrzne dziedzińce, ogrody z palmami, drzewami mandarynkowymi i pomarańczami. Z dachów budynków rozpościera się podobno zapierający dech w piersiach widok. Jeśli chcecie to sprawdzić na własnej skórze… po prostu wyślijcie email. Gdzie? Ano tutaj: case1euro@comune.sambucadisicilia.ag.it.
Darmowe wakacje w włoskiej winnicy
Jeśli nie dysponujecie wolnymi 85 tysiącami złotych, albo nie chcielibyście przenosić się do Włoch na stałe, być może zainteresuje Was tymczasowa oferta miasta Grottole. Mieszka w nim zaledwie 300 osób, a wolnych domów jest jeszcze około 600. Samo miasto nie zdecydowało się jeszcze podjąć jakichkolwiek kroków zapobiegających wyludnieniu, ale zatroszczył się o to portal Airbnb.
https://www.youtube.com/watch?v=DWNidywEJ0g
Ogłosił on, że zupełnie za darmo wyśle cztery osoby do Grottole na 3 miesiące. To oferta wolontariatu, w której śmiałkowie nie tylko zapoznają się z miastem, ale też przyłożą się do utrzymania lokalnych tradycji. Nauczą się włoskiego, wypiją poranne espresso, zobaczą jak przebiega uprawa lokalnych warzyw i owoców i ich późniejsza obróbka kulinarna w prawdziwej, włoskiej kuchni. Taki jest plan na pierwszy miesiąc. Co dalej? Kolejne dwa osoby miałyby spędzić jako przewodnicy turystyczni. Nie byłyby to dni lenistwa, bo podobno jest co zwiedzać i po czym oprowadzać. Winnice, zabytkowy XVI-wieczny kościół, zamek z X wieku oraz lokalne pasieki to tylko niektóre z atrakcji wymienionych na stronie projektu. Więcej szczegółów można poznać tutaj. Zainteresowanym radzimy się pośpieszyć, bo 4 miejsca to jednak niewiele.
Gdzie się podziały tamte… miasteczka?
Czyż to nie smutne, że tradycja umiera na naszych oczach? Gdy w czasie urlopu odwiedzamy małe włoskie, hiszpańskie, greckie (i wszystkie inne) osady, potrafimy godzinami fotografować każdy kamyczek, każdy zamek czy drzewo. Słuchamy przewodnika, który opowiada jak to niegdyś toczyły się w tych miastach zabawy, jak budowano majestatyczne świątynie albo kto się w nich narodził. Jako turyści zachwycamy się klimatem, pogodą, spokojem i egzotyczną kulturą, po czym pakujemy walizki i wracamy do miast pełnych smogu i gwaru. Wracamy, żeby stać godzinami w korkach i biegać po sklepach z językiem na brodzie. Gdzie zniknęła logika?
Wydaje nam się, że małe miasta by nas zmęczyły. Nie zauważamy, że duże robią to samo, tylko w inny sposób. Jesteśmy zbyt schematyczni. Wszyscy.
Ciekawe, co stanie się z włoskimi miasteczkami, gdy wszyscy obecni mieszkańcy odejdą. Albo co stanie się z naszymi, wielkimi miastami, gdy i my znikniemy?