Kilka tygodni temu jak grom z jasnego nieba spadła na Polaków nieoficjalna informacja, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji rozważa wprowadzenie tzw. bykowego, czyli podatku dla osób bezdzietnych. Czy w dzisiejszych czasach karanie za brak potomstwa ma jeszcze jakiekolwiek uzasadnienie?
Wbrew pozorom pomysł ten nie jest jakąś zupełną nowością. Po zakończeniu II wojny światowej taki podatek płaciły w Polsce wszystkie osoby bezdzietne, nieżonate i niezamężne powyżej 21 roku życia. Danina była ściągana za pomocą wyższego podatku dochodowego. Pod koniec 1956 roku zwiększono limit wiekowy do 25 roku życia, a sam podatek przetrwał do początku 1973 roku.
Spis treści
Co na to Polacy?
Nie jest żadną tajemnicą, że nikt nie lubi być karany. Fakt ten potwierdza lipcowy sondaż opublikowany przez portal Wirtualna Polska. Wynika z niego, że 72% Polaków jest przeciwko wprowadzeniu podatku dla osób bezdzietnych, a 12% nie ma zdania na ten temat.
Co ciekawe, opinie badanych są całkowicie wolne od poglądów politycznych, co w dzisiejszych czasach należy do rzadkości. Krytycznie na temat „bykowego” wypowiedziało się 72% zwolenników Prawa i Sprawiedliwości i 75% osób głosujących na Platformę Obywatelską. Chyba nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg…
Wszyscy do jednego wora?
Opinii na temat podatku dla osób bezdzietnych wypowiedziano już wiele, jednak mało kto zwraca uwagę na aspekt pozafinansowy. Sam uważam, że posiadanie przynajmniej jednego dziecka to nasz obywatelski obowiązek.
Sytuacje życiowe są jednak różne. Wiele par latami bezskutecznie stara się o dziecko. Czy powinniśmy potęgować ich rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości, nakładając na nich taki podatek? Czy osoby, które choć bardzo tego pragną, a z różnych względów nie ułożyły sobie z nikim życia, też powinny oddać część swojej wypłaty?
Doskonale zdaję sobie sprawę, że Polacy, jak nikt potrafią kombinować. Tego typu podatek zapewne przyczyniłby się do rozkwitu wielu nielegalnych praktyk. Już mam przed oczami te nieoficjalne kolejki do specjalistów, aby uzyskać np. fikcyjne zaświadczenie o bezpłodności i wywinąć się od płacenia.
Pomoc zamiast kary
Czy obecnie polskie rodziny są pozostawione samym sobie? Oczywiście, że nie. Choć sztuczne stymulowanie demografii zazwyczaj nie przynosi oczekiwanych rezultatów, dostępnych przywilejów jest naprawdę sporo. Mamy program 500+, który od lipca obejmuje również pierwsze dziecko, mamy 300 złotych na szkolną wyprawkę czy Kartę Dużej
Rodziny.
Żadna zapomoga w pełni nie pokryje kosztów wychowania dziecka, ale z pewnością są one sporym ułatwieniem. Dalsza pomoc powinna iść bardziej w kierunku obniżania kolejnych podatków, tak aby nam wszystkim żyło się lepiej. Ewentualne obciążenia finansowe za bezdzietność na pewno nie poprawią warunków bytowych Polaków, ale i nie będą
sprzyjały świadomemu rodzicielstwu.
Czy osoby bezdzietne mają się więc czego obawiać? Chyba jeszcze nie. Przedstawiciele resortu pokrętnie tłumaczyli się, że jest to jedynie „wstępna koncepcja”. Ja jednak uważam, że to pewnego rodzaju badanie nastrojów społecznych.