Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zakończyło konsultacje dotyczące projektu ustawy o artystach zawodowych. Głównym założeniem planu resortu jest wprowadzenie nowej opłaty reprograficznej, która miałaby być wykorzystana między innymi na pomoc artystom. Co to oznacza dla przeciętnego konsumenta? Najprawdopodobniej podwyżki cen i tak już drogiego sprzętu elektronicznego.
Spis treści
Kolejne podejście
W ubiegłym roku media szeroko rozpisywały się na temat wprowadzenia opłaty reprograficznej, nazywanej także potocznie podatkiem od smartfona. W praktyce miałby to być kilkuprocentowy podatek od urządzeń elektronicznych – w teorii nakładany na producentów i importerów – z którego środki byłyby przeznaczane na wsparcie artystów czy szerokorozumianą pomoc kulturze.
Wówczas blogerzy trudniący się tematyką nowych technologii alarmowali, że taka opłata wcale nie uderzy w producentów elektroniki, a w zwykłych konsumentów, którzy odczują tę daninę na własnej skórze. Padały argumenty, że wszelkiej maści sprzęty sprzedawane w Polsce i tak mają najwyższe ceny w Europie czy też, że zwłaszcza podczas pandemii nie powinno się wyciągać od obywateli kolejnych pieniędzy.
Ostatecznie opór społeczny okazał się na tyle silny, że temat opłaty reprograficznej cudownie zniknął. Niestety, wszystko wskazuje na to, że tylko do czasu…
Smartfony wyjątkiem
Daniel Szafraniak z Tabletowo.pl poinformował w swoim wpisie, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ponownie konsultowało wprowadzenie opłaty reprograficznej. W jakim kształcie nowy podatek mógłby wejść w życie i na jakie urządzenia może zostać nałożony? (kliknij tutaj i dowiedz się więcej)
Tym razem założenia są takie, że opłata reprograficzna obejmowałaby na przykład telewizory, komputery czy tablety. Co ciekawe, zwolnione z niej zostałyby – tak często przez większość z nas zmieniane – smartfony. Sam podatek wynosiłby od 1 do 4% ceny brutto urządzenia, a zebrane środki miałyby powędrować od producentów i importerów elektroniki do wszelkiego rodzaju obrońców interesów artystów.
Nadzieja w parlamencie
Na całe szczęście do ewentualnego prowadzenia opłaty reprograficznej droga jeszcze daleka. Projekt musi najpierw zyskać aprobatę parlamentarzystów, którzy zapewne zapoznają się z nim dopiero za kilka miesięcy i szczerze wątpię, by opowiedzieli się za nim jednogłośnie.
Zapewne ze względu na zbilżające się wielkimi krokami wybory i rosnące niezadowolenie Polaków, spowodowane aktualną sytuacją gospodarczą, część polityków zdobędzie się na odrobinę przyzwoitości i zagłosuje przeciw. Wielu z nich zrobi to pewnie z czystej kalkulacji politycznej i wyrachowania, jednak i tak przysłuży to całej sprawie.
Kolejny podatek i to nałożony w czasie pędzącej w tempie TGV inflacji, to ostatnia rzecz jakiej w tej chwili potrzebuje nasze społeczeństwo…