Partia rządząca i opozycja wreszcie doszły do porozumienia. Cóż za wspaniała wiadomość! Być może to początek końca trwającej od wielu lat wojny polsko-polskiej, w którą zaangażowała się większa część naszego społeczeństwa? Nic z tych rzeczy. Zakopanie topora wojennego dotyczy wyłącznie likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego. A ja już dobrze wiem, co taka zgoda oznacza w praktyce…
Nie trzeba sięgać po żadne statystyki, aby mieć pewność, że ściągalność abonamentu RTV w naszym kraju jest znikoma. Sam na palcach jednej ręki mogę policzyć znane mi osoby, które sumiennie płacą ten śmieszny haracz.
Jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej – bo przecież w jego otoczeniu wszyscy opłacają abonament radiowo-telewizyjny – przedstawiam garść danych, które udostępnił Główny Urząd Statystyczny. Można dowiedzieć się z nich między innymi, że telewizor znajduje się obecnie w 96,4% z 13,6 mln polskich gospodarstw domowych, a abonament opłaca zaledwie 990 tys. z nich.
Spis treści
Polak potrafi
Przestrzegający prawa ponoszą za posiadanie radioodbiornika koszt 7 zł miesięcznie lub 75, 60 zł w skali roku. W przypadku telewizora lub obydwu urządzeń jest to kolejno 22,70 zł i 245, 15 zł. Nasi dobrodzieje oferują nam przecież 10% zniżki za zapłatę z góry.
Choć na unikających płacenia tej niezrozumiałej daniny czekają dotkliwe kary, większość z nas zupełnie nic sobie z tego nie robi. Ale czy mamy się czemu dziwić? Przecież tak naprawdę udowodnienie komuś, że posiada radio czy TV jest niemal niemożliwe.
Zresztą czy nie można mieć telewizora, ale używać go wyłącznie jako ekranu do komputera czy konsoli? Nie wyobrażam sobie też kontroli w kilkunastu milionach polskich domów i mieszkań, które nie opłacają abonamentu.
Dlaczego nie płacimy?
Bo do tej pory nikt nie jest w stanie tego od nas wyegzekwować, ale – nie ma też co ukrywać – czujemy się zażenowani ofertą publicznego nadawcy. Niewiele osób chce współfinansować telewizję, która jest wyłącznie tubą propagandową partii będącej akurat przy władzy.
Gdy rządzi partia „A” każdego dnia jesteśmy bombardowani informacjami o tym, że partia „B” to złodzieje, którzy okradają nasz kraj. Gdy do żłobu dorwie się partia „B”, rzeczywistość przedstawiana jest zupełnie odwrotnie. Ponadto pieniądze widzów marnowane są na transmisje z wątpliwej jakości muzycznej koncertów disco polo, bezwartościowe programy rozrywkowe (szacunek za utrzymanie „Jednego z dziesięciu”!) czy nieśmieszne kabarety.
Na koniec ważne pytanie: czy zniesienie abonamentu radiowo-telewizyjnego skończy z fikcją misji telewizji publicznej? Oczywiście, że nie.
W przyszłej kadencji rząd zamierza zapewnić finansowanie mediów publicznych z budżetu państwa, a dokładnie z Państwa budżetów, Drodzy Czytelnicy.