Likwidacja miejsc postojowych, rozszerzanie strefy płatnego parkowania, wyższe opłaty w parkometrach – aby pozbyć się kierowców z największych polskich miast, samorządy są w stanie posunąć się nawet do najbardziej radykalnych rozwiązań. Niestety zachętą do rezygnacji z regularnego używania czterech kółek ma być dla nas wyłącznie utopijna wizja życia według zasad zrównoważonego rozwoju.
Naczelną zasadą zrównoważonego (niedo)rozwoju jest przede wszystkim walka z kierowcą. Dziś w złym tonie jest posiadanie swojego własnego samochodu, a tym bardziej używanie go jako codziennego środka transportu.
Dobitnym przykładem mojej teorii jest niedawna decyzja władz Poznania. Radni zdecydowali bowiem, że od 1 kwietnia w stolicy wielkopolski wzrosną opłaty w strefie płatnego parkowania.
Każdy kierowca, który zostawi swój samochód na Starym Mieście zapłaci za pierwszą godzinę parkowania aż 7 złotych. Będzie to więc najwyższa taka opłata w całym kraju. Jakby tego było mało, obszar strefy zostanie rozszerzony o kolejne dzielnice: Wilda i Łazarz.
Czy w ramach bycia eko mieszkańcy otrzymają coś w zamian? Oczywiście! Zachętą do rezygnacji z samochodu będzie… podwyżka biletów za przejazdy komunikacją miejską.
Spis treści
Polowanie na jelenia
Olbrzymią troską o jakość powietrza w mieście i oczywiście komfort mieszkańców wykazały się też władze Krakowa, które uznały, że parkowanie w centrum jest zbyt tanie. Tak więc od 16 grudnia weszły w życie wyższe opłaty za parkowanie w strefie, która także została rozszerzona, a ponadto podzielona na trzy podstrefy.
Mamy więc podstrefę A ( Stare Miasto i Kazimierz), gdzie pierwsza godzina parkowania kosztuje 6 złotych (podwyżka o 100%!), podstrefę B: (Podgórze, Zwierzyniec, część Grzegórzek), w której opłata wynosi 5 złotych oraz podstrefę C (część Grzegórzek, Dębniki, Zabłocie, Krowodrza i os. Podwawelskie), gdzie płacimy 4 złote. Łatwo się w tym wszystkim pogubić, prawda? Zwłaszcza, jeśli bywa się w Krakowie okazjonalnie lub co gorsza, jest się turystą.
Wydawać by się mogło, że jeśli pomylimy strefy, to w najgorszym wypadku zapłacimy kilka złotych więcej. Nic z tych rzeczy. Jeśli kierowca zaparkuje swój samochód w najtańszej podstrefie C, a opłaci postój za najdroższą podstrefę A, czeka na niego mandat w wysokości 150 złotych!
Stop trucicielom
Południe Polski słynie z wielu pionierskich pomysłów, dzięki którym życie w mieście staje się bardziej ekologiczne. Wraz z początkiem roku władze Małopolski zapowiedziały, że rozważają wprowadzenie zakazu wjazdu do Krakowa czy Tarnowa samochodów z silnikami spalinowymi.
W ramach walki ze smogiem opracowano pięć różnych wariantów. Od liberalnych, które zezwalają na wjazd do strefy wyłącznie samochodom z silnikiem diesla, spełniającym wymagania normy emisyjnej EURO 6 i pojazdom benzynowym spełniającym normy EURO 4, do najbardziej radykalnego rozwiązania, czyli do całkowitego zamknięcia ruchu samochodowego w centrum dla pojazdów innych niż wodorowe i elektryczne.
Oczywiście w zamian na pewno otrzymamy świetnie rozwiniętą komunikację miejską, która będzie tania, punktualna, dotrze w dowolny zakątek miasta, a w dodatku każdy pasażer otrzyma miejsce siedzące. Obietnice nic nie kosztują, a ciemny lud do zmian jakoś się przyzwyczai.
Bądź głodny, ale eko
Wizja miasta, w którym każdy mieszkaniec podróżuje co najwyżej hybrydą lub elektrykiem, jest niezwykle piękna, jednak pamiętajmy, że to tylko i wyłącznie wizja. Fakty są takie, że za najtańszy samochód hybrydowy na polskim rynku trzeba zapłacić 60-70 tysięcy złotych, czyli około dwa razy więcej niż za najtańsze auto na benzynę.
I nie pomogą tutaj żadne kiełbasy wyborcze w postaci dofinansowań do zakupu ekologicznego samochodu. Dla przeciętnego Kowalskiego są one i tak zbyt drogie.
Kierowcy, strzeżcie się! Znamy lokalizacje nowych fotoradarów
„Rzeczpospolita” podała właśnie, że ze względu na drożejący prąd zakup takiego pojazdu zaczyna zakrawać na szaleństwo. Dziennik zwraca uwagę, że przejechanie 100 kilometrów elektrykiem już obecnie może kosztować ponad 50 złotych, a wkrótce może to być aż 70 zł. Każdy, kto regularnie tankuje swój samochód, bardzo szybko może sobie wyliczyć, czy faktycznie mu się to opłaca.
Zresztą wszyscy doskonale wiemy, że my Polacy jeździmy 20-letnimi dieslami wyłącznie dla przyjemności. No, ewentualnie tylko dlatego, aby zrobić na złość wszelkiej maści ekoterrorystom.