Niedawno cały świat obiegła wiadomość o śmierci Charlesa Mansona – wielokrotnego mordercy, skazanego na dożywocie za okrutne zabójstwa, w tym za zabicie Sharon Tate (żony Romana Polańskiego). Mężczyzna zmarł w szpitalu, w wieku 83 lat.
Uznawany za symbol zła i okrucieństwa Manson, wdarł się do popkultury i został w niej na zawsze. Wielu dziennikarzy twierdzi, że rozmowy z nim należały do najbardziej traumatycznych przeżyć, jakich doświadczyli w swojej pracy. Jeden z popularnych aktorów amerykańskich, Brian Cranston, znany z roli Waltera White’a w serialu Breaking Bad, spotkał się Charlesem Mansonem osobiście. Było to lata temu.
Jak twierdzi aktor, spotkanie było na tyle dziwne i przerażające, że do tej pory wywołuje w nim ciarki. W dzieciństwie, Cranston spędzał wolny czas na ranczo razem ze swoją kuzynką. Pewnego razu, gdy wybrali się razem na wycieczkę konną, zauważyli dziwnie zachowujących się ludzi, mówiących między sobą o niejakim Charliem. Dzieciaki poczuły nerwową atmosferę i dziwaczną energię bijącą od tych ludzi. Zakradli się na wzgórze, gdzie miał przebywać tajemniczy Charlie i ujrzeli brodatego, dziwnego mężczyznę, żywo przemawiającego do ludzi zebranych w kręgu. Szybko uciekli.
Rok później, Cranston dowiedział się o zbrodni, której dokonała grupa Mansona. Bardzo szybko rozpoznał na zdjęciach mężczyznę, którego widział wcześniej na wzgórzu. Jak wspomina aktor, na kilka sekund go zmroziło… Potem zaczął zastanawiać się, co by się stało, gdyby tamtego dnia, ekipa Mansona dostrzegła dwójkę ciekawskich, obserwujących ich z ukrycia, dzieciaków.
Myślicie, że Cranston byłby teraz wśród nas? Nie wiadomo. Trzeba jednak przyznać, że to niezwykłe i zupełnie niezamierzone spotkanie, odcisnęło na psychice aktora wyjątkowo silne wrażenie.