Gdyby był prawdziwą postacią, miałby teraz około 70 lat. Ale nie jest, więc – wiecznie młody – bawi i uczy kolejne pokolenia. „Mikołajek” wciąż pozostaje przy tym lekturą nieoczywistą, niezupełnie grzeczną i taką, że momentami człowiek się zastanawia, czy czytać ją dzieciom. I jednak czyta, bo jest świetna.
Autorem cyklu o Mikołajku jest ten sam gość, który wymyślił Asterixa: René Goscinny. Pierwszy tom został wydany w 1960 r., czyli aż 61 lat temu! Tymczasem bohaterowie nie starzeją się ani trochę i nadal świetnie pokazują zabawy oraz rozterki dzieciaków z początkowych klas podstawówek, bez względu na kraj. Nietrudno zgadnąć po nazwisku, że mamy tu też polski akcent: Goscinny urodził się i żył w Paryżu, ale jego rodzice byli imigrantami z Polski.
Pomysł Goscinnego, żeby pisać książki nie do końca poprawne, za to takie, z którymi dzieci mogą się utożsamiać, znalazł wielu naśladowców. Jeśli lubicie ten styl, sięgnijcie np. po „Tomka Łebskiego”, „Dziennik cwaniaczka” albo „Absolutnie niesamowite przygody Prosiaka”.
O „Mikołajku” przypomniała nam Socjomatka – Alicja Ortynecka. Podsumowała go bezbłędnie, a raczej zrobiły to jej dzieci. Bo przecież nawet po latach bez problemu zgadniecie, o którego bohatera chodzi w tym cytacie:
A moja mama – poskarżył się (…), który jadł właśnie bułeczkę z czekoladą – powiedziała, że jak nie będę w pierwszej dwudziestce, to nie dostanę deseru. (…) westchnął głęboko i zabrał się do jedzenia rogalika.