W nowoczesnym świecie wielu z nas wydaje się, że to styczeń jest miesiącem, w którym wszystko zaczyna się od nowa. Tymczasem dla naszych przodków Nowy Rok nie oznaczał jeszcze powodów do radości. Aby przetrwać końcówkę zimy i przygotować się do wiosny, praktykowali oni pewien rytuał.
Opowiada o nim Julia Wizowska, autorka bloga nanowosmieci.pl oraz książki “Nieśmieci”. Dużą część swojej działalności poświęca na edukowanie, jak prawidłowo segregować odpady oraz co robić, żeby było ich mniej. Jako że sama żyje blisko natury, interesuje się wierzeniami dawnych Słowian i ziołolecznictwem, na jej profilach nie brakuje też takich treści.
Ostatnio Julia przypomniała, że rytm życia naszych przodków dyktowała natura, a każda pora roku służyła czemu innemu. Dziś styczeń i luty są dla nas momentem wzmożonej aktywności, spowodowanej niczym innym, jak noworocznymi postanowieniami.
Tymczasem w słowiańskich obyczajach pierwsze miesiące roku były tymi najtrudniejszymi. Jak możemy przeczytać w poście Julii, najgorszy okres zaczynał się około 10 lutego. Wtedy to kończyły się zapasy jedzenia, a do wiosny był jeszcze kawał czasu. Dlatego był to czas zadumy, który nasi przodkowie wykorzystywali na duchowe oczyszczenie, czekając aż nadejdzie upragniona wiosna.
Robili to za pomocą pewnego rytuału, który polegał na wiązaniu węzełków. Każdy węzełek symbolizował jakiś problem czy urazę, nie dającą spokoju. Po 40 dniach, w marcu, te węzełki należało rozplątać, a sznurek, na którym były zawiązane, spalić. Dzięki temu nową porę roku można było zacząć z lżejszym sercem i otwartym umysłem. Więcej szczegółów, znajdziecie w poście powyżej.
Choć w naszych czasach warunki by doczekać cieplejszych dni są znacznie lepsze, może warto skorzystać z mądrości naszych przodków? W końcu chwila autorefleksji przyda się każdemu.