W ostatnim czasie głośno zrobiło się o Specjalistycznym Szpitalu im. prof. Alfreda Sokołowskiego w Szczecinie. Tym razem nie za sprawą doniosłej operacji czy wyjątkowych osiągnięć, niestety. Wygląda na to, że ktoś grał na cudzym nieszczęściu i korzystał z tego, że pacjenci postawieni pod ścianą byli w stanie oddać wszystkie swoje oszczędności za cenę zdrowia. Czy tak rzeczywiście było? Czy to prawdziwa afera, która wyszła na światło dzienne czy niesłuszne oskarżenia prokuratury i poprzedniej władzy?
Spis treści
Co tak w ogóle się wydarzyło?
W latach 2008-2019 miały miejsce niepokojące zdarzenia związane z operacjami chirurgicznego leczenia otyłości w szczecińskim szpitalu. Okazuje się, że proceder ten polegał na żądaniu od pacjentów łapówek w wysokości 10 tysięcy złotych, w zamian za przyjęcie ich do szpitala poza kolejnością na operację, która finalnie i tak była refundowana ze środków publicznych. Ten cały brudny układ odbywał się za pośrednictwem Fundacji Pomocy Transplantologii w Szczecinie. Wpłaty od pacjentów były kierowane na konto tejże fundacji, a potem częściowo przekazywane lekarzom pracującym w szpitalu. To oczywiście skutkowało tym, że ci, którzy płacili, trafiali pod nóż w ciągu kilku miesięcy, podczas gdy reszta pacjentów czekała na swoją kolej nawet przez dwa lata. To niesprawiedliwe, prawda?
Kto stał za tym procederem?
No cóż, okazuje się, że według śledztwa był to były dyrektor szpitala, obecny senator Tomasz Grodzki. Prokuratura wskazała, że to on miał być pomysłodawcą tego szemranego interesu. Senator rzekomo wskazywał, gdzie te pieniądze miały trafiać. Na jego konto spływają też zarzuty dotyczące podejmowania decyzji w ramach Fundacji Pomocy Transplantologii, co według prokuratury było pozbawione transparentności i umożliwiało nieuczciwe wydatkowanie środków. Jakie skutki dla senatora może mieć afera, która wyszła na jaw? Do Senatu został już skierowany wniosek o uchylenie immunitetu, a akt oskarżenia objął 30 osób podejrzanych o przestępstwa korupcyjne i pranie pieniędzy. Warto zaznaczyć, że ci, którzy sami zgłosili swój udział w procederze, nie zostali oskarżeni o korupcję, co może mieć wpływ na ich finalne wyroki.
Póki co, Grodzki jednak nie należy do tego grona i twardo trzyma się tego, że nie miał nic wspólnego z tym procederem. Twierdzi, że próbuje się oskarżyć go o coś, czego nie zrobił. Jego zdaniem, fundacja była czysta, a pieniądze, które wpływały, były przeznaczane na cele dobroczynne. Mówi, że osoby chcące ratować swoje życie decydowały się na operacje, a ewentualne wpłaty były dobrowolne i szły na cele charytatywne. Oczywiście, wszyscy oskarżeni mają przed sobą poważne konsekwencje – od 1 roku do 10 lat więzienia, a nawet grzywny. Jednak księgowa Fundacji Pomocy Transplantologii może dostać karę grzywny lub nawet do 2 lat pozbawienia wolności.
Niezależnie od tego, jak ta sprawa się zakończy, trzeba przyznać, że jest to ważny moment, który zmusza nas do spojrzenia na system opieki zdrowotnej z krytycznym okiem. Mam nadzieję, że to zdarzenie będzie początkiem skuteczniejszej walki z korupcją i będzie jednym z kroków ku rzetelnemu i uczciwemu systemowi opieki medycznej dla wszystkich.