Kiedy zasypiasz, z kim siedzisz przed telewizorem, albo ile odcinków serialu oglądasz za jednym razem. Między innymi to wie o nas amerykański gigant VOD – Netflix.
Ostatnio głośno o wycieku danych z Facebooka. Może to dobry moment, żeby porozmawiać o tym, kto i jakie dane o nas gromadzi. Ich rodzaj i szczegółowość może czasami dziwić, albo nawet śmieszyć, ale po dłuższym namyśle, wszystko ma swoje uzasadnienie.
Sposób badania rynku w ciągu ostatnich dwóch dekad zmienił się nie do poznania. Telefoniczne czy uliczne ankiety to już przeżytek, teraz dane o ludziach i ich upodobaniach zbiera się bardzo często bez ich wiedzy. Internetowe serwisy potrafią przeanalizować zachowanie użytkownika do tego stopnia, że niejednokrotnie ich baza danych wie o nas więcej, niż my sami.
Spis treści
Big Brother czuwa
Kluczowym w tym tekście słowem będą algorytmy. To właśnie one są najlepszymi detektywami w szeregach Netflixa, Facebooka itp. Zdolni programiści, którzy je napisali, łącząc siły z najlepszymi marketingowcami w branży, stworzyli prawdziwego potwora. A może nawet kilka potworów, dlatego, że każdy serwis ma swojego, który zdobywa dla niego dane, o jakich 20 lat temu nikt nawet nie marzył.
Wszystko to dzieje się godzinami, czasami nawet miesiącami i latami. My nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, w jakich sytuacjach spowiadamy się algorytmom.
Netflix i inni pozyskują o nas informacje całkowicie nieinwazyjnie. Każde nasze zachowanie to dla nich wskazówka. Co ciekawe, preferują właśnie taką formę researchu mamy nie być świadomi, że jest przeprowadzany. Jak mówili w jednym z wywiadów właściciele Netflixa, kiedyś próbowano ankietować widzów. Na pytanie o ulubione gatunki filmowe wskazywali bardzo ambitne rodzaje filmów, podczas gdy w sobotnie wieczory oglądali, de facto, komedie romantyczne. Przeprowadzane ankiety nie przynosiły oczekiwanego skutku, bo ich wyniki były mocno zakłamane. Użytkownicy odpowiadali tak, jak chcieliby być postrzegani. Gdyby Netflix posłuchał tych odpowiedzi, tworzyłby treści zupełnie nieatrakcyjne dla ankietowanych. Może spodobały by się ich wyimaginowanym alter ego 😀
Diabeł tkwi w szczegółach
Netflix zbiera mnóstwo informacji, ale najważniejsze są dla niego szczegóły. Oczywiście – zapyta nas o imię, nazwisko czy maila, lecz będą to tylko formalności. Co się liczy? Przede wszystkim dane powiązane ze specyfiką serwisu, czyli z wideo. To jakie gatunki oglądamy, jaką ścieżkę dźwiękową preferujemy, czy jest zapotrzebowanie na napisy itp.
Dla przykładu, jeżeli obejrzysz w miesiącu 10 odcinków serialu, w tym 8 z lektorem, a 2 z napisami, Netflix zapisze Twój profil jako profil zwolennika lektora. Serwis ten mierzy też długość oglądania w stosunku do całego czasu trwania odcinka. Stąd pojawił się w serwisie np. przycisk „pomiń czołówkę” – wielu próbowało omijać początkowe minuty serialu. Analogicznie wygląda sytuacja z napisami końcowymi. Netflix doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mało kto chce je czytać, więc po kilku sekundach przechodzi do następnego wideo. Wymieniłem już sporo, a to dopiero początek listy wymarzonych danych dla Netflixa.
Netflix chce wiedzieć, kiedy chodzisz spać lub robisz sobie drzemki. Jeżeli zrobisz wielogodzinny maraton serwis może Cię zapytać, czy aby na pewno wciąż coś oglądasz. Jeżeli użytkownik nie kliknie potwierdzenia przez dłuższy czas, Netflix uzna, że zasnąłeś, wyszedłeś itp. Cenną informacją będzie to, ile jesteś w stanie obejrzeć dziennie/jednorazowo. Podejrzewam, że dzięki takim zabiegom łatwiej jest chociażby wycenić miesięczny dostęp do platformy.
Zwykłe ankiety całkiem nie wyginęły
Napisałem wyżej, że ankietowanie użytkowników właściwie odeszło do lamusa? Nie do końca. Netflix przeprowadził ostatnio jedno, nietypowe jak na ten serwis badanie przy użyciu tej konwencjonalnej metody. Chodzi o kwestionariusz dotyczący… zwierząt. Netflix pytał, czy widzowie oglądają seriale i filmy w obecności zwierzaka, ale również czy ustępują mu miejsce na kanapie albo czy wyłączają produkcję, która nie spodobała się pupilowi. Szczerze, nie widzę dużego zastosowania dla takich informacji. Może to tylko dla zabawy? Z wynikami, które są naprawdę ciekawe, możecie zapoznać się poniżej.
Czy powinniśmy się bać?
Nie wydaje mi się. Szczegółowość danych zbieranych o użytkownikach delikatnie przeraża, lecz powinniśmy zadać sobie bardzo ważne pytanie. Czy zbierane przez Netflixa informacje mogą nam kiedykolwiek zaszkodzić? Nie. Czy mogą zostać wykorzystane np. w kampanii prezydenckiej? Mogą, ale co najwyżej do wybrania motywu muzycznego w spocie, albo pupila dla prezydenta. Bo Amerykanie lubią czworonogi, jak pokazało badanie.
Dążę do tego, że informacje, które przechowuje Netflix tylko ułatwiają nam życie. Możemy pominąć czołówkę, proponowane nam filmy są w naszym guście, a dostępne treści są atrakcyjne dla każdego z nas.
Dlatego właśnie Netlfix chce wiedzieć tak dużo.