Kto z Was obiecał sobie, że nigdy nie zaprzeda swojej duszy TikTokowi? A kto poległ w tej walce z samym sobą? Chińska aplikacja, która najpierw wciągnęła tych młodszych, a potem cały świat, to chyba globalny numer jeden w zabieraniu nam czasu i… danych? TikTok mierzy się z trudnościami, a my weryfikujemy, czy to dobrze dla nas.
Spis treści
TikTok a ochrona naszych danych
Już w zeszłym roku głośno było o chińskiej aplikacji do udostępniania krótkich filmików, której właścicielem jest firma Byte Dance. Jako pierwsze głos zabrały Stany Zjednoczone, a po nich Australia. Eksperci jednogłośnie stwierdzili, że TikTok pobiera znacznie za dużo danych, niż potrzebuje. A dane te mogą być wykorzystywane przez służby wywiadowcze i chińskich pracowników. Na portalu CyberDefence24 czytamy, że aplikacja ma dostęp do naszych list kontaktów, geolokalizacji i treści wiadomości. Do tego, abyśmy swobodnie korzystali z TikToka, nie musimy tak naprawdę udzielać zgody na udostępnianie żadnych danych. Niestety większość użytkowników, zniechęcona agresywnymi powiadomieniami, w końcu wyraża na nie zgodę.
Jakie to dane? M.in. TikTok co godzinę aktualizuje naszą lokalizację, rejestruje których aplikacji używamy, a nawet skanuje nasze kalendarze wraz z wpisanymi informacjami. Najbardziej przerażające są jednak aktywności związane z plikami, które przechowujemy na telefonie oraz urządzeniach przenośnych, powiązanych z naszym urządzeniem. Aplikacja widzi każdy folder, a nawet pliki w nim.
Co dalej dzieje się z tym informacjami? Tak naprawdę nie wiemy. Firma ByteDance gromadzi nasze dane, ale nie jest potwierdzone, aby w jakikolwiek sposób je wykorzystywała. Służyć mają do jak najlepszego funkcjonowania tej aplikacji i służenia swoim użytkownikom. Jednak jeżeli spojrzymy na fakt, że nie musimy wyrażać zgody na udostępnianie naszych danych, aby korzystać z TikToka, to nasuwa się pytanie – po co Byte Dance tak o te dane męczy?
TikTok vs Świat
Rosnąca popularność TikToka to fenomen na skalę światową. Był już Vine, który działał bardzo podobnie. Aplikacja nie jest jednak rozwijana i nie można już na niej publikować. TikTok miał wypełnić lukę po Vine, ale zrobił nawet znacznie więcej. Nie tylko dorobił się milionów wiernych fanów na całym świecie, ale dał też możliwość zarobków całkowicie nowej grupie influencerów. Zdołał też wybronić się z głupich i niebezpiecznych incydentów, o których pisaliśmy tutaj. Teraz jednak zaczynają się schody dla chińskiej aplikacji.
Jak pisze nasz autor – Michał z GeekWeb – kilka dni temu rzecznik Komisji Europejskiej wydał oświadczenie, że żaden z jej członków nie może już posiadać TikToka na swoim służbowym telefonie. Ruch ten motywowany jest podejrzeniami, że dane członków Komisji mogą zostać wykorzystane przez chiński rząd. Posłowie mogą jedynie korzystać z aplikacji na swoich prywatnych urządzeniach, ale pod warunkiem, że nie ma nich dostępu do służbowych skrzynek czy Skype’a. Członkowie, którzy nie wyrażą zgody na to zarządzenie, stracą możliwość korzystania ze służbowych aplikacji. Więcej o tej sprawie znajdziecie tutaj.
Kanada również dołączyła do decyzji Komisji Europejskiej i stała się kolejnym, wraz ze Stanami krajem, który zakazuje członkom swojego rządu korzystania z TikToka na urządzeniach służbowych. Przedstawiciele ByteDance wyrażają żal z powodu tej decyzji, szczególnie że żadne z konkretnych powodów nie zostały przedstawione, aby decyzje te uzasadnić.
Zaczynamy poważnie podchodzić do naszej prywatności?
Najciekawszym z aspektów tej całej sprawy jest fakt, że zwyczajny użytkownik nawet nie wie, ile informacji udostępnia aplikacjom na swoim telefonie. Dopiero po nagłośnieniu sprawy zaczęliśmy sprawdzać, do czego TikTok ma faktycznie dostęp na naszych telefonach. W dosyć prosty sposób możemy te wszystkie ptaszki poodhaczać, ponieważ aplikacja nie jest szczególnie skomplikowana. Ale przy okazji afery TikTokowej warto zastanowić się, do czego dostęp mają znacznie większe aplikacje, w których ustawień jest 10 razy więcej.
Była już bomba w postaci Cambridge Analytica. Głośna sprawa uświadomiła nam, że giganci internetowi mają ogromną władzą w swoich rękach. Zaczęliśmy wtedy uważniej stąpać po niepewnym, internetowym gruncie. Ale nie na długo. Nadal nie edukujemy w kwestii bezpieczeństwa w sieci, nie czytamy uważnie wyrażanych zgód, a do ustawień aplikacji rzadko zaglądamy. Dopiero użycie słów ,,TikTok’’ i ,,chińskie służby wywiadowcze’’ w jednym zdaniu skłaniają, żebyśmy sprawdzili czym się dzielimy. Tak nie powinno być.
Internet rozwija się w cudowny sposób, a wraz z nim my, ludzie. Czemu nie zachowujemy w sieci takich samych środków ostrożności, jak w normalnym życiu? Być może TikTokowe bany pomogą wielu z nas być bardziej uważnymi i wyczulonymi. Przy okazji też obdarzmy szacunkiem naszą prywatność, która jest filarem w wolnym świecie.