Dużo mówi się o problemach, które spowodowała ostatnia reforma edukacji. Prawdziwy problem tkwi jednak w tym, że żadnej reformy edukacji nie było co najmniej od lat 40. XX w. Polska szkoła już dawno solidnie odkleiła się od rzeczywistości i wysyła w świat ludzi kompletnie nieprzystosowanych do współczesnego życia.
Oto pięć aktualnych i bardzo ważnych zjawisk, na które próżno szukać odpowiedzi w naszym systemie edukacji. Jasne, zdarzają się wybitne szkoły, które potrafią sprostać wyzwaniom współczesności, jest też wielu wspaniałych nauczycieli z pasją, którzy potrafią uczyć czegoś więcej, niż zostało zawarte w programie. Zdecydowanie brak natomiast rozwiązań systemowych.
Spis treści
1. Internet
Upowszechnienie się internetu zrewolucjonizowało nasze życie w rekordowo krótkim czasie. Przez dwadzieścia lat diametralnie zmienił się sposób, w jaki pracujemy, zdobywamy nowe umiejętności i układamy relacje towarzyskie. Nastąpił ogromny przewrót, nieodwracalna zmiana. Nasze dzieci urodziły się już w cyfrowej rzeczywistości: smartfony i komputery są dla nich jak przedłużenie ręki. Niestety system edukacji zdaje się tego nie dostrzegać. A jeżeli nawet dostrzega, to zupełnie nie umie wykorzystać potencjału sieci.
Dzieciaki mają natychmiastowy dostęp do całej wiedzy ludzkości w jednym, niedużym urządzeniu. Tymczasem w szkole uparcie każe im się tę wiedzę kuć na pamięć, zamiast wskazać skuteczne sposoby wyszukiwania odpowiednich treści, nauczyć rozpoznawania wartościowych, wiarygodnych źródeł. Mówi się, że program nauczania jest przeładowany ‒ czy nie łatwiej byłoby zatem okroić go choć trochę, a w zamian podarować uczniom klucz do samodzielnego zdobywania interesującej ich wiedzy?
Aby oddać sprawiedliwość systemowi edukacji: w polskich szkołach jest informatyka w wymiarze jednej godziny w tygodniu. Z założenia naucza się na niej podstaw programowania. Bardzo zacnie, ale to przecież stanowczo za mało, zaledwie około 40 godzin rocznie poświęconych tej przyszłościowej umiejętności. A wypadałoby jeszcze poćwiczyć tak trywialne rzeczy, jak szybkie pisanie na klawiaturze, podstawy budowania stron czy choćby przygotowywanie prostych grafik i prezentacji. Mam nieodparte wrażenie, że te umiejętności mogą przydać się w życiu trochę bardziej niż lekcje muzyki i plastyki.
2. Społeczeństwo informacyjne
Czyli pochodna powszechnego dostępu do internetu. Istnieje mnóstwo zawodów związanych tylko i wyłącznie z pozyskiwaniem, przetwarzaniem i przekazywaniem informacji. W morzu dostępnych wiadomości trzeba umieć wyłowić te wartościowe, a przede wszystkim prawdziwe. To jednak wymaga umiejętności czytania ze zrozumieniem, krytycznej oceny pozyskanych informacji i najważniejsze: samodzielnego myślenia.
Jednak w szkole dzieci uczą się, jak zdawać egzaminy „pod klucz”, czyli udzielać odpowiedzi zgodnych z założoną tezą. Nie ma zbyt wiele miejsca, a przede wszystkim czasu, na pytania i wątpliwości. Dodatkowo wszystkie przedmioty funkcjonują raczej niezależnie od siebie, w oderwaniu od szerszego kontekstu. Trudno w takich warunkach łączyć fakty z różnych dziedzin i wyciągać samodzielne wnioski.
3. Marketing
Gdy obecne pokolenie 30-latków było w podstawówce, polski marketing dopiero raczkował. Reklam było niewiele, a hasła takie jak „ojciec prać‟, „no to Frugo‟ czy „Koukou Roukou jest chrupiące w polu, w lesie i na łące‟ stały się wręcz kultowe. Lubiliśmy reklamy, były ładną i kolorową nowością. Na pewno miały wpływ na to, w jaki sposób wydawaliśmy kieszonkowe, a nasi rodzice pensje, ale… no właśnie, to były tylko reklamy.
Obecnie marketing jest znacznie bardziej wyrafinowany i dotyka każdej sfery naszego życia. Niekiedy trzeba dużej czujności, żeby zorientować się, że oto na ekranie widzimy product placement albo czytamy właśnie artykuł sponsorowany. A przede wszystkim trzeba elementarnej wiedzy, żeby zrozumieć mechanizmy, za pomocą których marketing na nas oddziałuje, i zachować przynajmniej względną niezależność w podejmowaniu decyzji zakupowych.
Dzieci są najbardziej wrażliwą i podatną na sugestie grupą konsumentów. Byłoby całkiem nie od rzeczy wyposażyć je raz na całe życie w narzędzia, które pozwolą im uchronić się przed kupowaniem zbędnych rzeczy, najczęściej po zawyżonej cenie. Uodpornić na zakusy szarlatanów wciskających ludziom lewoskrętną witaminę C, cudowne kosmetyki, niewygodne ciuchy i niedobre jedzenie.
4. Elastyczny rynek pracy
Obecny system edukacji wywodzi się z czasów rewolucji przemysłowej, kiedy pożądane było wykształcenie pracownika o wąskiej specjalizacji. Zmiany na rynku pracy nie były zbyt dynamiczne, więc pracownik mógł liczyć na zajęcie do samego końca swojej aktywności zawodowej. Ten stan utrzymywał się także w czasach PRL: pracę zmieniało się dwa, może trzy razy w życiu.
Kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów. Aby utrzymać się na rynku pracy i zapewnić sobie przyzwoity poziom życia, trzeba być elastycznym. Konieczność ciągłego dokształcania się i częstsze zmiany pracy wymagają znacznie lepszej organizacji. A do tego potrzebne są umiejętności praktyczne. Trzeba umieć napisać dobre CV i mieć odpowiednie kompetencje w zakresie komunikacji, żeby dobrze zaprezentować się na rozmowie o pracę. Orientować się w podatkach i kredytach, mieć podstawowe pojęcie o zakładaniu firmy czy choćby wynajmie mieszkania. I jeszcze raz: umieć czytać ze zrozumieniem, bo tego wymagają wszystkie obszerne umowy, z którymi ‒ chcąc nie chcąc ‒ mamy regularnie styczność.
Podstawy przedsiębiorczości? No, jest taki przedmiot w liceum. Niestety służy na ogół do przepisywania prac domowych. Jest również Wiedza o społeczeństwie, i to już od podstawówki, ale to przedmiot wciąż w wielu szkołach traktowany po macoszemu.
5. Seksualizacja w przestrzeni publicznej
Seks jest wszędzie i po trzykroć. Reklamy szczują cycem, internet jest pełen portali oferujących darmowy dostęp do pornografii, a w filmach sceny erotyczne przedstawia się śmielej niż kiedykolwiek dotąd. Choćbyś nie wiem jak się starał, Drogi Rodzicu, Twoje dziecko i tak wcześniej czy później (raczej wcześniej) trafi na materiały dla niego nieprzeznaczone. Chodzą słuchy, że ktoś kiedyś kliknął „nie mam 18 lat, nie wchodzę”, ale tak się złożyło, że musiał, bo akurat mama weszła do pokoju.
Na niekontrolowany dostęp do treści erotycznych raczej nic nie poradzimy. Można instalować filtry, zakazywać i sprawdzać, ale na dłuższą metę na niewiele się to zda. Natomiast od nas, dorosłych, w ogromnej mierze zależy, co dziecko zrobi, gdy już się na te treści natknie. I znów, potrzebna mu będzie odpowiednia wiedza.
Tymczasem wystarczy zajrzeć choćby na forum grupy Ponton, która od lat zajmuje się wspieraniem młodzieży w kwestii wychowania seksualnego, żeby przekonać się, jakie pojęcie mają nastolatki o seksie. Czy gdy chłopak oddaje mocz ale nie umyje po tym rąk, to ma na dłoni plemniki zdolne do zapłodnienia? Czy jeżeli chłopak prawiczek to znaczy, że nigdy jeszcze nie miał orgazmu i wytrysku? Czy namydlenie cewki moczowej może powodować swędzenie i pieczenie ujścia cewki moczowej?
To naprawdę świetnie, że są takie odważne, dociekliwe dzieciaki, które szukają rzetelnych odpowiedzi na swoje pytania. Szkoda tylko, że niekoniecznie mogą liczyć na dom i szkołę. WDŻ ze swoją nachalną ideologią raczej nie załatwia sprawy, zaś działalność fundacji ma dość marginalny charakter. Niestety bardzo wielu młodych ludzi nie ma dostępu do obiektywnych informacji wtedy, gdy tak bardzo ich potrzebuje. Czerpią swoje wiadomości albo od równie mało wiedzących kolegów, albo prosto z filmów pornograficznych i myślą, że tak właśnie powinny wyglądać intymne relacje partnerów. Właściwie w imię czego system edukacji skazuje młodych na tak kiepski start w życie seksualne?
Wciąż jednak w szkole można poznać sposób rozmnażania się pantofelka. Kij tam z budowaniem własnej tożsamości, obsługą komputera, zarabianiem pieniędzy i podejmowaniem dobrych wyborów. Pantofelek.
Nie wiem jak Wy, ale ja nie pamiętam, jak się rozmnaża pantofelek. Jeżeli kiedyś będę potrzebować tej wiedzy do szczęścia, po prostu znajdę ją w wyszukiwarce.