Niestety, to nie bajka. Pewien tato przez trzy miesiące pracował wieczorami, żeby własnoręcznie zbudować dzieciom auto. Wyszło świetnie, nie powstydziłby się go żaden kolekcjoner. Tylko że… zostało właśnie skradzione.
Piękne. Zdążyło jeszcze posłużyć do sesji zdjęciowej młodszego z dzieci, potem pan Karol zamierzał odwieźć je do dziadków. Wtedy odkrył, że zniknęło z garażu. Na monitoringu dobrze widać osobę, która przywłaszczyła sobie dziecięcy pojazd, sprawa została nagłośniona przez media i można mieć nadzieję, że auto się znajdzie. O ile ktoś go nie zniszczy i nie wyrzuci.
Jeżeli widzieliście taki samochód gdzieś na portalu ogłoszeniowym, skontaktujcie się z jego właścicielem.
Spis treści
Ja mam pytanie
Skąd się biorą tacy ludzie? Jak można po prostu wejść do cudzego domu, garażu albo choćby i do sklepu, i wziąć sobie nieswoją rzecz. Rzecz należącą do dziecka albo rower, który być może jest czyimś jedynym środkiem komunikacji. Rodzinne pamiątki: złote obrączki, może wisiorek, który dziadek podarował babci. Kwiaty i znicze z grobu. No jak?
Większość z nas jest wyposażona w mechanizmy, które skutecznie powstrzymują od wyciągnięcia ręki po cudzą własność. Przede wszystkim działa imperatyw wyniesiony z domu, że tak się po prostu nie robi i już. Wyobrażamy sobie ponadto, że ktoś będzie cierpiał w związku ze stratą, a wreszcie – najzwyczajniej w świecie – obawiamy się konsekwencji.
Ile razy zdarzyło Wam się czuć nieswojo, kiedy zapiszczała bramka w sklepie albo gdy ochroniarz postanowił chodzić właśnie za Wami? No właśnie. Osoby, które nie kradną, czują lęk już na samą myśl o tym, że mogłyby zostać przyłapane na podobnym czynie. Ale nie złodzieje.
Psychika złodzieja
Psychologowie więzienni dzielą swoich kradnących podopiecznych na trzy rodzaje. Pierwszy z nich to złodziej „przypadkowy” – taki, którego uczyniła przysłowiowa okazja. Ogólnie dość zdemoralizowany, skłonny do drobnych występków, ale niedziałający metodycznie. O, było otwarte, to wszedł. Leżało, to wziął. Korzeni podobnych zachowań można by dopatrywać się w czasach komunizmu, kiedy kombinowanie i cwaniactwo bywały cechami pożądanymi, a wspólne oznaczało niczyje. Ale to chyba zbyt duże uproszczenie.
Drugi – osoby uzależnione od narkotyków i alkoholu, które dopuszczają się kradzieży, żeby zdobyć pieniądze na finansowanie swojego nałogu. Te działają pod wewnętrznym przymusem, nie mają skrupułów, nie myślą o konsekwencjach, nie obchodzi ich ofiara. Liczy się tylko cel, którym jest kolejna porcja uzależniającej substancji. Bywa, że po odbyciu odwyku ci ludzie żałują popełnionych czynów i zaczynają zdawać sobie sprawę, że kogoś skrzywdzili. Marne pocieszenie.
Złodzieje zawodowi
Najbardziej złożony, odpychający, oślizły charakterologicznie typ, będący sprawcą większości kradzieży. Specjaliści podkreślają, że aby ktoś podjął decyzję, że jego „zawodem” będzie metodyczne włamywanie się do mieszkań i zabieranie innym ludziom dobytku, musi połączyć się wiele czynników.
Oczywiście ogromne znaczenie mają kwestie środowiskowe – zwykle złodzieje dorastają w otoczeniu, w którym panuje przyzwolenie na kradzieże. Nie posiadają prawidłowych wzorców wyniesionych z domu lub wręcz odrzucają wszelkie kodeksy moralne, wraz z całymi swoimi korzeniami, od których pragną się odciąć. Ale nie tylko.
Zero empatii i pokrętna logika
Zawodowi złodzieje mają zwykle zaburzenia osobowości. Przede wszystkim bardzo osłabioną empatię: nie potrafią wczuć się w położenie ofiary, nie współczują jej, jest dla nich jest tylko obiektem, swego rodzaju przeszkodą do pokonania. Nie czują też lęku przed schwytaniem i karą – przeciwnie, lubią adrenalinę, mocne wrażenia. W zwyczajnym życiu,w normalnym środowisku, być może uprawialiby wspinaczkę albo latali szybowcami.
Najciekawsze jest jednak, w jaki sposób osoby te racjonalizują swoje postępowanie. O ile meandry psychiki włamywacza w ogóle mogą być ciekawe. Zawodowych włamywaczy cechuje mianowicie całkowity brak odpowiedzialności za własne czyny. Mówią o sobie, że zostali sprowokowani, zachęceni, niekiedy wręcz zmuszeni do dokonania kradzieży, by dać komuś nauczkę, żeby lepiej zabezpieczał swoje rzeczy na przyszłość.
Przez nich prawie straciłem pieniądze – przekręt na BLIK i inne oszustwa ostatnich miesięcy
Ludzie ci nie czują się winni. Oni według własnego mniemania po prostu robią to, na co im ktoś pozwolił. Zostawił kluczyki w stacyjce? – Jego wina. Nie miał zabezpieczeń w oknach? – Sam się podłożył. Głupi jest, prosił się o włamanie. W tym toku rozumowania nie ma miejsca na autorefleksję.
Złodzieje myślą, że są bezkarni i na ogół niestety mają rację. Jedyne, co można zrobić, to starać się maksymalnie utrudnić ich pasożytniczą pracę. Czy to nie smutne?