Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie życie. Życie młodej mamy, która niespełna rok temu musiała przestawić się na zupełnie nowy porządek świata swojego, swojej rodziny i naszego domu. Napisałam „porządek”? Literówka, wybaczcie.
Za kilka dni mój synek skończy rok. Oznacza to, że mniej więcej od dwunastu miesięcy, próbuję odnaleźć się w swojej nowej rzeczywistości. O ile temat planu dnia już sobie uporządkowaliśmy (na chwilę zaburzył go wirus w koronie, ale szczęśliwie wróciliśmy do dawnego rytmu, co pozwala mi nawet na „pracę w systemie drzemkowym”), o tyle nadal nie mogę przyzwyczaić się do wszechogarniającego mnie chaosu.
Przez pierwsze miesiące wkurzał mnie tylko kurz, kocie kłaki i psia sierść – nic nowego. Dziecię było z tych grzecznie leżących, ciumkających mleko z piersi i pozwalających na pochłanianie kolejnych sezonów The Black List. Potem pojawiły się zabawki. I ciuszki. I coraz więcej zabawek i ciuszków. I kiedy już prawie załamałam się faktem, że „nie umiem w prowadzenie domu z małym dzieckiem na pokładzie”, pojawił się on.
Hasztag #kadrynieulozone.
I jego twórczyni – Ola Wołkowska. Oczekująca na szóste bobo, mama piątki chłopaków (serio). Autorka bloga (i profilu na Instagramie) jaklubimy.pl. Żona, która wraz z mężem (i synami oczywiście) hoduje… kurki. Patronka nieperfekcyjnych pań domu – pań domu prawdziwych.
Spis treści
Bo przecież życie to nie Instagram!
Ale #kadrynieulozone, to zdecydowanie życie. I to nie tylko w domach, gdzie są dzieci! Rozpoczynając swoją akcję, Ola podjęła walkę z totalnie odrealnioną rzeczywistością, z którą tak często spotykamy się w Internecie. Pod hasztagiem „kadrynieulozone” na Instagramie znajdziecie tysiące zdjęć wnętrz domów, które żyją – są tu dzieci, psy, koty, nieposprzątane zabawki, rozrzucone książeczki i umorusane maluchy, grzebiące w resztkach obiadu. Są kanapy i krzesła zawalone ciuchami. Nie ma jednego: poczucia wstydu, że tak to nasze prawdziwe życie niekiedy wygląda.
#kadrynieulozone – moja miłość!
Poniżej kilka zdjęć, które idealnie obrazują ideę akcji Oli Wołkowskiej. Zacznę od instagramowego postu autorki. Jako drugie wrzucę zdjęcie z mojego Instagrama – krótko po tym, jak odkryłam ten hasztag, wzięłam głęboki oddech i zrozumiałam, że nawet jeśli chwilowo nie ogarniam swojego otoczenia tak jak kiedyś, to nie jestem w tym jedyna. Boże, jak ja się cieszę, że jest nas więcej!
https://www.instagram.com/p/Buve3-9APPN/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
https://www.instagram.com/p/B9dv0XbnDYD/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
https://www.instagram.com/p/B1VyJ9CiG1u/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
https://www.instagram.com/p/B-hGwMGJP5a/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
I mogłabym tak jeszcze wrzucać te posty i wrzucać, bo dowodów na to, że w Internecie na serio istnieje normalne życie, końca nie widać! Między innymi, dzięki Oli. Przyłączcie się do nas!
No chyba, że wolicie tę perfekcyjną rzeczywistość… Przyznam, że nawet miałam polubić to zdjęcie, ale bałam się, że klikając w nie dwa razy, poplamię tapetę albo tapicerkę fotela! Wszystko to bardzo piękne! Ale czy bardzo prawdziwe? Oceńcie sami 😉
https://www.instagram.com/p/CAXoO9UBbtL/?utm_source=ig_web_button_share_sheet