Już trzy lokale w Poznaniu opatrzone są naklejką z przekreślonym bobasem i podpisem „0-6”. Decyzja restauracji Papavero rozpaliła opinię publiczną. Czy nieobsługiwanie rodzin z małymi dziećmi jest dyskryminacją, czy faktycznie rozsądną decyzją?
Spis treści
Kłopotliwe bombelki
Zapewne większości z nas źle kojarzą się obiady i kolacje w knajpach, w których rozbrykane dzieci krzyczą, płaczą i obijają się po lokalu. Jedni przeżyją to bez większej reakcji, inni przyjmą to jednak gorzej. Właściciele Papavero należą do tej drugiej grupy. Restauracja słynie z miana idealnej lokacji dla spotkań biznesowych i spokojnych kolacji. Rodziny z małymi dziećmi nie tylko nie pasują do charakteru knajpy, ale i wprowadzają niemało utrudnień. Po wielu nieprzyjemnych incydentach Papavero powiedziało: „bombelkom” dziękujemy.
Właściciel ma zawsze rację
Pojawia się więc pytanie, czy wykluczanie pewnych grup jest już dyskryminacją, czy też prawem, które ma właściciel? Wydaje się być oczywistym, że wygodniej z pociechą pójść do miejsca dla niej przystosowanego. Wiele restauracji oferuje specjalne menu dla dzieci, a także kąciki rekreacyjne i animatorów. Właściciel ma prawo dbać o profil swojego lokalu, jak i zapewniać swobodę danej klienteli. Do tego dochodzi kwestia modnego bezstresowego wychowywania dzieci i czasami totalnej nieodpowiedzialność rodzica. Oni jedzą w spokoju, „bombelek” biega obrzucając ściany makaronem, a inni klienci – no cóż, ich komfort spada. A przecież też zapłacili za wieczór na mieście.
Dyskryminacja lepsza i gorsza?
O rasizmie czy seksizmie w kwestii różnych miejsc mówi się ostatnio głośno. Zaledwie kilka dni temu w Łodzi doszło do publicznego linczu na młodym Żydzie, którego praktycznie wygoniono z lokalu za naszyjnik z gwiazdą Dawida. Nieobsługiwanie dzieci do lat 6 w poznańskiej restauracji również okrzyknięto mianem dyskryminacji. Ale czy to jednak to samo? Na świecie istnieje już wiele hoteli i restauracji, gdzie z małymi dziećmi się po prostu nie wpuszcza. Lokale te zapewniają komfort swoim dorosłym klientom, którzy przecież płacą za warunki, w jakich lubią zjeść. Nikt nie krytykuje też dużych hoteli z zakazem do lat 6 – nie popierasz tego pomysłu – zarezerwuj inną miejscówkę!
W czasach, kiedy restauracji na pewno nie brakuje, wydaje mi się oczywiste, że właściciel może podejmować takie decyzje w dobrej wierze. Dzieci często biegają po lokalach bez opieki, wyrządzają szkody i utrudniają pracę obsługi. Standard wychowania niestety obniżył się w ostatniej dekadzie, a taki bombelkowy zakaz to po prostu konsekwencja bezstresowego wychowywania dzieci.
Jestem całym sercem za wdrażaniem pociech w życie społeczne, uczeniem dobrych manier i obcowania z otoczeniem, ale jest jakaś granica. I właściciel lokalu jest osobą, którą ma prawo do jej wyznaczenia.