Rośnie ostatnimi czasy popularność miejsc „child free”. Niektóre restauracje czy hotele decydują się na to, by swoje podwoje udostępniać jedynie osobom dorosłym. Ba! – słyszałam nawet o osiedlach mieszkaniowych przeznaczonych jedynie dla bezdzietnych osób, choć nie mam pewności, czy takowe rzeczywiście już funkcjonują. Czy taka moda jest według Was ok? Ją sądzę, że niekoniecznie.
Spis treści
Czy dzieci to obywatele gorszej kategorii?
Pomijając kwestie prawne takich rozwiązań (prawnicy są raczej zgodni co do tego, że nie są one zgodne z obowiązującymi przepisami, a więcej na ten temat przeczytacie w artykule z serwisu mamotoja.pl, do którego link znajduje się pod akapitem), to tak po prostu, po ludzku, jest to przykre, że dzieci traktuje się jako „niepożądany element”. Oczywiście prawdą jest, że maluchy są głośne, a ich zachowania czasami potrafią wyprowadzić z równowagi, ale tak było, jest i będzie zawsze. Nie w porządku jest ponadto podjęte z góry założenie, że wszystkie maluchy nie robią nic innego, tylko przeszkadzają. Oczywiście – jako mama dwójki – mogę nie być do końca w tej kwestii obiektywna, ale wydaje mi się, że obcowanie z małymi „człowiekami”, obserwowanie ich podczas zabawy, kiedy się śmieją i tak naturalnie wszystkim cieszą, raczej wzbogaca nasz świat, niż go czegoś pozbawia.
Czy to nie aby jawna dyskryminacja?
Rodzice małych dzieci musza na co dzień mierzyć się z oceniającymi spojrzeniami i niewybrednymi komentarzami, kiedy ich pociechy nie zachowują się tak, jak by sobie tego życzyli inni ludzie. Czy naprawdę również w miejscach, do których chodzi się lub wyjeżdża po to, żeby odpocząć i miło spędzić czas w rodzinnym gronie, również należy im przypominać, że znajdują się „pod obserwacją” i tylko dlatego, że zdecydowali się na posiadanie dzieci, nie są mile widziani? Nie wiem, jak Was, ale mnie to denerwuje.
Tym ciekawszy wydał mi się artykuł, na który trafiłam, przeglądając serwis mamotoja.pl. Autorka docieka w nim, czy takie ograniczenia są zgodne z prawem. Do przeczytania tutaj: https://mamotoja.pl/aktualnosci/hotele-i-restauracje-bez-dzieci-sa-niezgodne-z-prawem-wiele-na-to-wskazuje-31976-r1/
Kij ma dwa końce
Żeby nie było, rozumiem również racje drugiej strony. Kiedy na przykład dwoje zakochanych ludzi idzie na romantyczną randkę do restauracji, a ich intymne chwile są przerywane płaczem dziecka lub niepożądanym zainteresowaniem ze strony wszędobylskiego malucha, to trudno oczekiwać od nich, by byli z takiej sytuacji zadowoleni. Albo kiedy wyjeżdża się na długo wyczekiwany urlop, by po prostu odpocząć i delektować się ciszą, to rzeczywiście zbyt głośne towarzystwo może popsuć pobyt. Można jednak wybierać takie miejsca, w których prawdopodobieństwo, że znajdą się tam dzieci, będzie mniejsze. Bo to my, jako dorośli, mamy wybór i świadomość.
A jakie są Wasze przemyślenia na ten temat?