Przepisy stanowią, że każdy obywatel RP może zostać wezwany do powierzenia swoich dóbr majątkowych na potrzeby armii. Chociaż w XXI wieku brzmi to absurdalnie, niektóre podmioty wciąż korzystają z tego prawa. Dla przykładu, w Warszawie losuje się auta, które trafiają na celownik MSWiA.
O kuriozalnej zachciance dyrektora szpitala MSWiA dowiadujemy się na przykładzie Bartłomieja Sabeli, fotografa i podróżnika z Warszawy. Jak donosi natemat.pl, otrzymał on specyficzny list od wspomnianej osoby.
Pismo powstało w oparciu o art. 208. Ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Mówi o tym, że na instytucje, urzędy, przedsiębiorstwa ale i osoby fizyczne może zostać nałożony obowiązek złożenia świadczeń rzeczowych na przygotowanie obrony państwa. Zapis ten pochodzi z 1967 roku. Tak, ma ponad pół wieku, a urzędnikom wciąż nie wstyd z niego korzystać.
Spis treści
Chcemy zmobilizować Pańskiego Nissana
Na wniosek dyrektora Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie prezydent miasta wysłał do Pana Bartłomieja zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego mającego na celu mobilizację jego 19-letniego Nissana Patrola, auta terenowego, które według dyrektora szpitala wpisuje się w ich aktualne zapotrzebowanie.
To nie jedyne auto wezwane do służby – z dokumentu dowiadujemy się, że potrzebne są jeszcze dwie terenówki, 3 auta ciężarowe, 2 mikrobusy i furgon-chłodnia. Szczęśliwców, którzy otrzymali wezwanie jest więc w stolicy kilku.
Dodatkowy obowiązek
Jeżeli wezwanie uprawomocni się, mobilizacja Nissana będzie oznaczała dla Pana Bartłomieja dodatkowe obowiązki. Musiałby zapewne dbać o dobry stan techniczny pojazdu, pilnować poziomu paliwa i zgłaszać każdy większy wyjazd.
Auto mogłoby zostać zabrane 3 razy w roku na 48 godzin i raz na 7 dni.
Ustawa zapewnia zwrot kosztów jedynie paliwa zużytego w czasie używania pożyczonego pojazdu. Nie mówi jednak nic o naprawach, ubezpieczeniach i utrzymywaniu dobrego stanu techniczno-wizualnego.
Potrzebny… do ćwiczeń
Zapis w ustawie jestem w stanie zrozumieć. Zdarzają się momenty krytyczne, dany oddział może poczuć się niedoposażony. W przypadku wojny raczej nie miałbym problemu z zaistniałą sytuacją. Tymczasem o żadnej wojnie nic mi nie wiadomo.
W wywiadzie z natemat.pl Pan Bartłomiej zaznacza, że jest pacyfistą i chciałby, żeby jego samochód również nim pozostał. Stwierdza też, że gdyby zaistniała faktyczna, uzasadniona potrzeba, oddał by auto. Lecz kiedy chodzi (prawdopodobnie) tylko o ćwiczenia na poligonie, nie ma najmniejszej ochoty dzielić się nim z państwem. Na jego szczęście wezwanie nie jest jeszcze prawomocne – będzie można się od niego odwołać.
Wstyd.
Czy to nie lekka farsa, że MSWiA chwyta za 19-letnie auto o wartości około 30 tysięcy złotych? Czy władz naprawdę nie stać na zakup takiej maszyny?
Można z tego wysnuć jeden wniosek – źle zarządza się finansami. Skoro Polska nie może sobie pozwolić na samochód terenowy, to dlaczego dokonuje zakupu broni na miliardy?
Co sądzicie o zaistniałej sytuacji? Czy przepisy nie powinny zostać zaktualizowane? Jestem ciekaw Waszego zdania.