Wolontariat zawsze kojarzył mi się dużym poświęceniem, które wymagało mnóstwa czasu spędzonego poza domem. Dzisiaj już wiem, że wcale nie musi tak być. Chcę Wam przybliżyć aplikację, dzięki której nie robiąc praktycznie nic, ułatwiamy życie setkom tysięcy niewidomych.
Kojarzycie internetowe wpisy w stylu „20 aplikacji, które musisz mieć na swoim smartfonie”? Przeważnie nie zawierają absolutnie niczego wartościowego i oryginalnego. Zwykle omijam takie zestawienia, ale ostatnio było inaczej. Gdzieś na Facebooku trwała dyskusja zorientowana właśnie na temat przydatnych aplikacji. Scrollowałem, scrollowałem i scrollowałem jej przebieg, aż w gąszczu bzdur wypatrzyłem jedną perełkę. Perełkę, która przyciąga już samym tytułem.
Spis treści
Bądź moimi oczami
Rzecz zwie się Be my eyes. To aplikacja, której początki datowałbym na 2013 rok – wtedy uruchomiono na Indiegogo zbiórkę crowdfundingową celującą w 10 tysięcy dolarów, która… nie wypaliła. Zebrano tylko 37% potrzebnej kwoty. Pomysłodawca aplikacji nie poddał się i uzyskał wsparcie małej duńskiej fundacji. Dopiero wtedy starczyło funduszy na stworzenie oprogramowania do niesienia pomocy. Jak ono działa?
Aplikacja dzieli się na dwie części: panel dla niewidomych i dla wolontariuszy. Potrzebujący pomocy, zarejestrowani jako niewidomi, mogą o każdej porze dnia zgłosić w aplikacji prośbę o pomoc, która w czasie rzeczywistym połączy ich z jednym z prawie 2 milionów wolontariuszy. Gdy system znajdzie najbliższą dostępną osobę mówiącą w języku potrzebującego (w bazie są osoby mówiące łącznie w 180 językach), rozpoczyna się znana nam z Messengera czy Skype’a rozmowa wideo.
Niewidomy tłumaczy, jaki ma problem i pokazuje go za pomocą kamerki telefonu. Prośby mogą dotyczyć właściwie wszystkiego. Zdarzyło mi się pytanie o kolor przedmiotu, prośba o pomoc w restarcie komputera oraz o pomoc w zakupach. Twórcy BME uzupełniają listę najczęstszych zapytań o dylematy dotyczące rozkładu jazdy komunikacji miejskiej, odczytywanie etykiet i ulotek, poszukiwanie zagubionych rzeczy albo opisywanie dzieł sztuki. Co świetne, granic próśb praktycznie nie ma. Niewidomy może poprosić o wszystko, co da się wykonać z użyciem wzroku. Wystarczy wtedy pomoc wolontariusza, który staje się na chwilę jego oczami.
Każdy może dołączyć
Jeżeli chociaż trochę Was zaciekawiłem, zachęcam do odwiedzenia strony Be My Eyes, oraz pobrania ich aplikacji. Będzie mogli w ten sposób dołączyć do społeczności wolontariuszy, lub, jeśli sami macie kłopoty ze wzrokiem, ułatwić sobie codzienne życie. Jakie są wymagania? Poza dobrymi chęciami, nie są określone. Pomagać, czy prosić o pomoc może każdy.
Na początku korzystanie z aplikacji wydaje się dziwne, trochę śmieszne. Siedzi się w fotelu sącząc herbatę, gdy nagle dzwoni do Ciebie obca osoba. Odbierasz. Urzekło mnie to, że wśród użytkowników aplikacji brak jest jakichkolwiek barier. Rozmowa nie musi zaczynać się od formalnego przywitania, wystosowania prośby o pomoc, opisania swojej wady wzroku i sytuacji życiowej itp. – formalności tu nie istnieją. Zarówno potrzebujący jak i wolontariusze doskonale wiedzą, po co zainstalowali u siebie aplikację. Społeczność Be My Eyes to miniaturka takiego utopijnego społeczeństwa, w którym pomaganie jest po prostu naturalnym odruchem.
Trzeba to spopularyzować!
Ilu mieszkańców ma Ziemia, 7,5 mld? W aplikacji zarejestrowało się raptem 2 miliony z nich: 100 tysięcy niewidomych, 1,9 mln wolontariuszy. Fakt, na początku wydaje się, że to dla appki spory sukces. Odkąd zafascynowałem się prostotą mechanizmu pomagania wspomnianej aplikacji, nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego nie dołączyła do niej jeszcze cała populacja.
Może przesadzam, ale Be My Eyes wydaje mi się tak niesamowitą usługą, że chciałbym ją spopularyzować. Podczas miesięcznego testu aplikacji zdarzyło mi się naprawdę niewiele sytuacji, w których to akurat ze mną połączono osobę niewidomą. To znak, że wolontariuszy nie brakuje, a nawet że byliby w stanie pomóc większej liczbie niewidomych. Jeżeli znacie takich, to możecie im bez wahania polecić Be My Eyes.
Nowy poziom życia
Be My Eyes nie brakuje pozytywnych recenzji. W aplikacji mamy dostęp do historii użytkowników, którzy opisują zmianę, jaką wniosła do ich życia aplikacja. Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze miesiąc temu, że aplikacja zmieniła jego życie – raczej bym nie uwierzył. Smartfonowy substytut wzroku, jakim jest Be My Eyes, chyba faktycznie potrafi wznieść życie na inny, lepszy poziom.
Niewidomi nazywają to, co daje im aplikacja niezależnością. Ciekawe prawda? Jak to wytłumaczyć? Dostęp do cudzego wzroku przez 24 godziny dziennie, siedem dni w tygodniu, to coś rewolucyjnego wobec potrzeby nieustannego szukania pomocy w swojej okolicy. Zdecydowanie łatwiej zadzwonić do wolontariusza niż np. zejść po schodach i obudzić sąsiada, żeby włączyć korki. Wspominają też, że wcale nie ograniczają korzystania z aplikacji do niezbędnych czynności. Czasami proszą też o pomoc w… rozrywce. Mowa tu choćby o nawigacji po menu prostych gier komputerowych.
Dzieci płaczą według algorytmu – sztuczna inteligencja pomoże zrozumieć niemowlę
Tu do dochodzimy do korzyści, jakie płyną z użytkowania aplikacji przez panel wolontariusza. Kiedy ostatni raz komuś pomogliście? W realu czasami brakuje do tego okazji, nie mamy czasu, albo nie widzimy potrzeb drugiego człowieka. Korzystając z Be My Eyes można łatwo nauczyć się pomagać. Jest to też opcja dla samotnych, którzy mogą spędzić chwilę z drugim człowiekiem (np. ucząc go grać w grę).
Nie wiem, jak Wy postrzegacie aplikację, która pozwala “pożyczyć” swój wzrok, ale ja, jak już ujawniłem, jestem zafascynowany. Gdybym postanowił kiedykolwiek stworzyć ranking przydatnych aplikacji (które przecież uwielbiam!), z pewnością znajdę tam miejsce dla Be My Eyes.