Spis treści
Załagodzenie sporu nad Morskim Okiem
Przez lata dorożkarze nad Morskim Okiem byli krytykowani za wykorzystywanie koni do ciężkiej pracy. Protesty te narastały w momentach, gdy zwierzęta ulegały wypadkom, zaczynały chorować, a w skrajnych przypadkach nawet umierały. Efektem rosnącego napięcia był pewien kompromis, jaki udało się osiągnąć. Są nim elektryczne busy, które mają kursować z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka.
Bo chociaż konie muszą się ruszać i pracować dla własnego zdrowia (ciągnąć zaprzęgi, biegać, skakać), to nie można ich źle traktować ani przeciążać. To oczywiste. Koń, który ma zapewnione zbyt mało ruchu, jest bardziej narażony na wystąpienie m.in. kolki. I chociaż ludziom nie kojarzy się ona z niczym groźnym, a jedynie z drobnym dyskomfortem, to dla koni bywa ona śmiertelna. Niestety to, co często działo się nad Morskim Okiem, wychodzi daleko poza „rozruszanie konia”.
Pierwsze testy już za nami
Zrodził się pomysł i jego pierwsza część jest już zrealizowana. Busy elektryczne mają zabierać część oczekujących turystów, którzy nie chcą lub nie mogą wspiąć się do Morskiego Oka o własnych siłach. Teraz, zamiast jechać dorożką, wsiądą w elektryka, który dowiezie ich na miejsce. Tym sposobem konie będą miały do odbycia mniej kursów i nie będą aż tak obciążone.
Pierwszy bus osiągnął dobre wyniki. Na jednym naładowaniu jest w stanie pokonać trasę sześciokrotnie i nie miał problemów ze stromą trasą. Silnik o macy 78 KW okazał się całkowicie wystarczalny. Tym bardziej w sytuacji, gdy każdy zjazd z Morskiego Oka pozwalał odzyskać 4% energii w wyniku działania systemu odnawiającego energię elektryczną.
Zamiast koni – elektryczny bus.https://t.co/ojAZXNC5Tq
— Fakty TVN (@FaktyTVN) May 30, 2024
Wyłoniły się tylko 2 kwestie, które wymagają rozwiązania. Pierwszą z nich jest niedostateczna ilość miejsca na wózki inwalidzkie. Zbigniew Kowalski z Tatrzańskiego Parku Narodowego zwrócił uwagę, że w busach elektrycznych jest tylko 1 miejsce na wózek inwalidzki i może okazać się, że to nie wystarczy. A drugą kwestią jest zbyt cicha praca elektryków. Piesi turyści oraz dorożkarze nie słyszą nadjeżdżającego wózka. Przez to kierowca musi krzyczeć przez otwarte okno, ponieważ na terenie parku obowiązuje całkowity zakaz używania klaksonów. To z kolei spowalnia podróż i sprawia, że łatwiej o wypadek.
Dalsze testy elektryków
Bus elektryczny był do dyspozycji Tatrzańskiego Parku Narodowego przez 2 tygodnie i sprawdził się dobrze. W czerwcu testowany będzie elektryczny pojazd towarowy dostosowany do przewozu pasażerów, a w lipcu pojawi się elektryczny bus pasażerski. Dopiero po sprawdzeniu wszystkich możliwości podjęta będzie decyzja o ostatecznym wyborze pojazdu.
Chociaż porozumienie zostało zawarte, to niektóre organizacje prozwierzęce wciąż domagają się całkowitego zlikwidowania transportu konnego do Morskiego Oka. Twierdzą one, że zwierzęta cierpią i nie są przystosowane do takich warunków. W rzeczywistości taka praca może być dla koni wręcz zdrowa. Pod warunkiem, że wszystko zostanie zorganizowane tak, jak należy. Czyli niezbyt ciężkie dorożki (nie za dużo pasażerów), odpoczynek dla konia i ograniczona ilość kursów. Dodatkowo właściciele muszą dbać o swoje zwierzęta.
Pamiętajmy też, że nad Morskim Okiem pracuje ok. 300 koni. Co się z nimi stanie, jeśli przestaną pracować? Dorożkarze nie będą ich więcej potrzebować i nie będą chcieli ich utrzymywać, bo koń potrafi generować spore koszty. Istnieje też niewielka szansa na to, że fundacje prozwierzęce wykupią zwierzęta i odpowiednio się nimi zaopiekują… bo to kosztuje. Oznacza to, że, mówiąc wprost, wiele z tych koni w młodym wieku trafi prosto do rzeźni.
W następnym tygodniu na trasie do Morskiego Oka rozpoczynamy testy elektrycznego busa, zmniejszamy liczbę osób, które mogą być na wozie w trakcie jednego transportu, zwierzęta będą miały 60 minut postoju po każdym kursie.
To przykładowe ustalenia po dzisiejszy spotkaniu w… pic.twitter.com/vNxLvlxga6
— Paulina Hennig-Kloska (@hennigkloska) May 17, 2024
Postawa fundacji Viva!
Anna Plaszczyk z fundacji Viva! jest przeciwna równoległemu działaniu transportu elektrycznego i zwierzęcego. Twierdzi ona, że odciążenie koni w żaden sposób im nie pomoże, ponieważ wciąż będą pracować i się męczyć. Wskazuje także, że takie warunki prowadzą do degradacji układu ruchu zwierzęcia. Sama jednak przyznała, że w ciągu ostatnich 10 lat różne fundacje prozwierzęce były w stanie wykupić zaledwie 17 koni od dorożkarzy. A wycofanych z pracy zostało aż 712 zwierząt…
Po drugiej stronie barykady stoją weterynarze, którzy regularnie doglądają koni nad Morskim Okiem. Zaznaczają oni, że są to rasy dostosowane do ciągnięcia obciążenia. Konie rasy małopolskiej i śląskiej są krępe i silne. Jednocześnie eksperci wskazują, że nigdy jeszcze nie doszło do krzywdy koni spowodowanej przeciążeniem zwierzęcia. Sytuacje, które miały miejsce, były spowodowane czynnikami zewnętrznymi lub wadami zdrowia, których nie udało się wcześniej rozpoznać. Weterynarze za przykład podają przypadek, w którym koń zginął, ponieważ spłoszył go nisko przelatujący śmigłowiec TOPR.
Nie ulega wątpliwościom, że konie nad Morskim Okiem budzą silne emocje w ludziach. Ich praca ma swoich zwolenników i przeciwników. A co Wy myślicie o tym wszystkim?