Chyba nie ma w Polsce domu, w którym żywiołowo nie dyskutowało się na temat programu „Szkoła z TVP”. Wszyscy zastanawiamy się, jak nauczycielki mogły dopuścić się tak rażących błędów, w jaki sposób program wpłynie na poziom wiedzy najmłodszych, a także kto jeszcze odpowiada za tę kompromitację. Niestety pytań, które zapewne zostaną bez odpowiedzi jest zdecydowanie więcej…
Każdy, kto ma dziecko w wieku szkolnym lub też zna rodzinę mającą dziecko uczęszczające w klasie 1-6, doskonale zdaje sobie sprawę, że nauczanie w domu, w sposób, jaki zaproponowało to Ministerstwo Edukacji Narodowej jest jedną wielką farsą, w której bezsilnie próbują odnaleźć się zarówno uczniowie, rodzice, jak i nauczyciele.
Uważam jednak, że idea lekcji w telewizji jest niezwykle trafiona. Wreszcie pojawiła się szansa na program naprawdę wpisujący się w misję publicznego nadawcy, który z jednej strony może pomóc uczniom w przyswojeniu dodatkowej wiedzy, z drugiej zaś częściowo odciążyłby rodziców, którzy przecież mają też swoją pracę.
Spis treści
Wszystko ma swoją cenę
Niestety skończyło się na samej idei… Telewizja Polska zamiast zatrudnić do prowadzenia takich zajęć profesjonalistów, na co dzień pracujących przed kamerą i zaoferować im uczciwe pieniądze, zatrudniła osoby zestresowane i bez jakiejkolwiek charyzmy, bo można było zapłacić im 250 złotych za godzinę.
Dla znanej twarzy ze szklanego ekranu lub z internetu mało, dla nauczyciela mniej więcej 10 razy więcej niż stawka godzinowa.
Napisać, że w parze z niską ceną dostaliśmy niską jakość, to nie napisać nic. Gdy zobaczyłem nauczycielkę, która zakłada sobie na głowę taśmę, chcąc nieudolnie imitować obwód gniazda (w dodatku nazwany przez nią średnicą), zacząłem się wstydzić, jakbym to ja wygłupił się przed całą Polską. Definicja liczb parzystych, jako tych, które występują w parach, innej nauczycielce również nie przysporzyła splendoru i chwały.
Ćwiczyć każdy może?
Z początku naiwnie wierzyłem jednak, że wszechobecna krytyka skłoni wydawcę programu do jakichkolwiek refleksji. Niestety było to tylko i wyłącznie moje pobożne życzenie.
Telewizja Publiczna poszła o krok dalej i namówiła panią w garsonce i butach na obcasach do prowadzenia ćwiczeń ruchowych z butelką – w dodatku błędnie wykonywanych – w rytm odliczania: raz, dwa i trzy.
Gdyby to były czasy jej szkolnych lat, wystarczyłoby zgłosić brak stroju i w porę się wycofać. A tak komentarze typu: „Dobrze, że nie liczyła do czterech, bo by jej coś pierd*** w kręgosłupie” będą towarzyszyć filmowi z gimnastycznymi popisami na zawsze…
Wiele pytań, mało odpowiedzi
Gdy oglądam urywki tego programu, nasuwa mi się na myśl wiele pytań, na które zapewne nigdy nie otrzymam prawdziwej odpowiedzi. Jak to jest, że telewizja dysponująca olbrzymim budżetem wypuszcza za pieniądze podatników taki szajs?
Skąd wzięło się tyle elementarnych błędów w programie, który nie jest emitowany na żywo? Jak to możliwe, że różnicy między obwodem i średnicą nie dostrzegła nauczycielka, dźwiękowiec, osoba od oświetlenia, montażysta, dyrektor programowy i Bóg wie, kto jeszcze? Przecież na koniec każdy materiał ogląda się przynajmniej kilka razy, prawda?
Gdzie byli przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej? No i najważniejsze: Czy dyrektorzy szkół lub kuratorium zmuszali nauczycielki do udziału w programie?
Potrzeba uczciwej oceny
Jeśli w grę wchodził mobbing, to jest to skandaliczne i całą sprawą powinny zająć się odpowiednie ograny. Przecież prowadzenie lekcji przy 30-osobowej klasie, a występ przed kamerą, to dwie zupełnie inne rzeczy. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to nadzwyczajniej w świecie bredzi.
Jeśli ktoś zmusił te kobiety do występu przed kamerą, to wyrządził im olbrzymią krzywdę. Już teraz krążą po sieci świadectwa nauczycielek ze „Szkoły z TVP”, które czują się całkowicie zniszczone. Przyznam się szczerze, że nie wyobrażam sobie ich powrotu do pracy. Program będzie ciągnął się za nimi do końca życia.
Jeśli jednak zgłoszenia nauczycielek były w pełni dobrowolne, mówi się trudno. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Skoro wiem, że nie mam dobrego głosu, to nie biorę udziału w castingu do „Szansy na Sukces”. No chyba, że chcę zyskać popularność, niekoniecznie ze względu umiejętności wokalne…
Wszyscy do jednego wora
Kończąc swoje wywody, chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden niezwykle istotny aspekt, a mianowicie na wizerunek zawodu nauczyciela. Jak wyglądają ich zarobki? Co tu dużo mówić, zarabiają dość przeciętnie.
Nigdy nie lubiłem zawodów, w których wynagrodzenie nie jest uzależnione od kompetencji, a od jakichś ministerialnych tabelek. Znam świetnych nauczycieli, którzy powinni zarabiać znacznie więcej, jak i takich, którym uciąłbym wypłaty o połowę.
Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że za jakiś czas znów powróci temat nauczycielskich podwyżek. Już mam przed oczami, jak wielki społeczny lincz czeka tę grupę zawodową. Epitety typu: „Nieuki nic sobą nie prezentują, tylko podwyżki im w głowie” czy „Za swoją naukę najpierw się weźcie” będą na porządku dziennym.
Jeśli komuś bardzo zależało na ośmieszeniu całego środowiska nauczycielskiego, to zdecydowanie mu się to udało. Statuetka Złotego Goebbelsa na pewno zajmie honorowe miejsce w jego domu…