W czasie, gdy my zastanawiamy się nad konsekwencjami zmian przepisów na polskich drogach, wstępne dyskusje na temat ograniczenia prędkości prowadzone są także w Niemczech. Co ciekawe, wcale nie chodzi o teren zabudowany, tylko o autostrady, a powodem nie są kwestie bezpieczeństwa, ale rzekoma troska o środowisko.
Wszelkie zmiany w przepisach drogowych od zawsze budzą niezwykle skrajne emocje, ale czy mamy się czemu dziwić? Przecież zazwyczaj chodzi o ich zaostrzanie, a więc i w konsekwencji o bardziej bolesny dla kieszeni kierowców taryfikator mandatów. Krótkie przypomnienie tego, co zmieniło się w tym roku, a także zapowiedź tego, co przed nami przygotował Filip Trusz z Moto.pl (kliknij tutaj i przeczytaj wpis).
Spis treści
Wolniej więc zdrowiej?
Ktoś powie, że powyższe zmiany podyktowane są troską o nasze bezpieczeństwo, inny zaś że służą wyłącznie dalszemu drenażowi kieszeni kierowców. Nasz twórca Wojciech Krzemiński z NaMasce.pl, informuje z kolei, że w Niemczech trwa społeczna dyskusja na temat ograniczenia prędkości na autostradach z… powodów ekologicznych.
Uczestnicy badania uznali, że mniejsza prędkość na autostradach oznaczać będzie mniejsze „żyłowanie” silników, a więc i niższą emisję spalin do atmosfery. Do grona entuzjastów tego pomysłu dołączył też czterokrotny mistrza świata F1, Sebastian Vettel, który zwrócił uwagę na konieczność zwiększenia świadomości ekologicznej w społeczeństwie.
Znikoma poprawa
A jak się to ma do faktów? Tu z pomocą przychodzą niezwykle ciekawe badania Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego w Kolonii, opublikowane na łamach serwisu MotoGen.pl (kliknij tutaj i zapoznaj się z wynikami).
Okazuje się, że blisko 80% kierowców za naszą zachodnią granicą jeździ na autostradzie z prędkością niższą niż 130 km/h chociaż ograniczenia nie obowiązują ich na 70% tego typu dróg. Tylko 2% przekracza 160 km/h, z czego w godzinach szczytu – z przyczyn oczywistych – praktycznie nikt nie może sobie na to pozwolić.
Co najważniejsze, przedstawiciele Instytutu uważają, że ograniczenie prędkości na autostradach w Niemczech miałoby znikomy wpływ na poprawę jakości powietrza. Zwłaszcza w kontekście planu redukcji emisji CO2 przez niemiecki rząd, który zostanie wdrożony do 2030 roku.
Po co przytaczam te wszystkie argumenty? Oczywiście wcale nie dlatego, że neguję potrzebę troski o środowisko, jestem zwolennikiem palenia śmieciami w kominkach czy wrzucania opon do rzeki. Chodzi mi tylko o to, że nawet absurdalny pomysł, ale powtarzany bardzo często i to przez liczną grupę osób, dość szybko może doczekać się realizacji.
A niektórym ekologia weszła już po prostu zbyt mocno.