To, że mrok i zło pociągają ludzkość, przestało dziwić. Sama często oglądam filmy, które nawiązują do tych najmroczniejszych zakątków ludzkiej duszy. Bardziej interesują mnie psychologiczne aspekty tego zagadnienia, niż same zbrodnie albo krzywda wyrządzona innym.
Nie wiem, czy chciałabym spojrzeć w oczy Charlesowi Mansonowi, a co dopiero ujrzeć miejsce, w którym dokonała się okrutna zbrodnia pod jego rozkazem. Tymczasem są i tacy, których to fascynuje.
Może trochę przesadzam, ale faktycznie istnieje takie pojęcie jak dark tourism. Polega to na tym, że organizowane są specjalne wycieczki do miejsc dotkniętych jakimś koszmarnym wydarzeniem. Plaża przez którą przeszło kiedyś tsunami, miejsce rozbicia się samolotu w Smoleńsku, czy „pełne duchów” Sarajewo.
Pomyślicie, że przecież nie ma w tym nic dziwnego – od lat organizowane są wycieczki do byłych obozów śmierci. Ludzie tłumami przechadzają się po komorach gazowych i sami sobie nakręcają traumy. Jasne, pewnie jest to w jakimś stopniu potrzebne. Ale czy robienie biznesu na bólu i śmierci jest dobre?
Nie wiem. Im głębiej wchodzę jednak w temat, tym większą mam gęsią skórkę. Istnieje nawet specjalna strona rekomendująca najbardziej mroczne miejsca. Każde takie miejsce dostaje odpowiednią liczbę gwiazdek i tzw. polecajkę. Dla nas, zwykłych turystów przyzwyczajonych do stron polecających czyste plaże, ciche miejsca z dala od zgiełku tłumów, to może być dziwne. Tymczasem dark tourism poleca miejsca, które są naznaczone śmiercią, traumą i ogromnym bólem.
Turyści odwiedzają Czarnobyl i robią setki naprawdę głupich zdjęć
Patrząc z dystansu – moralnie nie w tym nic złego. Wycieczki są legalne i dobrowolne. Wszystko w końcu jest tylko kwestią wrażliwości.
Moja empatia i wrażliwość jest chyba zbyt mocna i nie podjęłabym wyzwania, jakie rzuca dark tourism. A Wy? Fascynują Was miejsca w których wydarzyły się straszne rzeczy? Podzielcie się z nami opiniami!