Nagle okazało się, że bycie zamkniętym w pokoju bez wyjścia może być tak jakby niebezpieczne i lepiej tam nie chodzić. Escape roomy odnotowały spadek zainteresowania o 60‒70% (szacunki według osób prowadzących tego typu biznes).
Stało się tak po głośnym pożarze w Koszalinie, w którym zginęło pięć nastolatek. W komentarzach pod licznymi artykułami podniosły się głosy, że u nas jak zwykle wszystko byle jak zrobione, że na zachodzie obsługa tylko udaje, że zamyka i można w każdej chwili wyjść, a poza tym…
Spis treści
Kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby zamykać ludzi?!
Otóż dawno, dawno temu w czasach internetu sprzed epoki 2.0, bardzo powszechne były gry online typu escape the room, będące jedną z odmian point and click ‒ szukaj i klikaj. Proste, ale zajmujące. Podobnie jak większość ekstrawaganckich pomysłów ludzkości, również i ten narodził się w Japonii. Tam także w 2007 r. odbyła się pierwsza rozgrywka w świecie rzeczywistym. Ze 150 uczestników tylko sześciu wydostało się z pokoju na czas.
Polska fenomenem w skali Europy
Do niedawna popyt na zabawę w escape roomach był ogromny. Mówiło się o wielkim boomie, a nagłówki portali internetowych głosiły: „Polacy pokochali escape roomy‟, „Pokoje zagadek podbijają serca Polaków‟. Terminy na najciekawsze pokoje w danym mieście rezerwowało się na miesiąc do przodu.
Organizowano masowe wydarzenia poświęcone tej rozrywce, powstały nawet escape roomy mobilne, do zamówienia na imprezy integracyjne czy wesela. Pojawiły się firmy profesjonalnie zajmujące się projektowaniem escape roomów. Oraz, jak się okazało, również i takie, które profesjonalne mają ewentualnie tylko logo. Tak jak w każdym innym biznesie zresztą.
A był to biznes idealny. W mniejszych miastach i miasteczkach Polski niewiele się dzieje. Komu udało się stamtąd uciec, już dawno uciekł, a ci, którzy zostali, nie mają do dyspozycji zbyt wielu rozrywek poza wizytą w galerii handlowej, spotkaniem przy kebabie lub wyjściem na dyskotekę. Na głównych deptakach wiatr hula po pustych lokalach do wynajęcia, bo nie opłaca się ich prowadzić.
Na tym tle escape roomy to świetna odpowiedź na zapotrzebowanie lokalnej społeczności i bardzo lukratywny biznes. Wystarczy wynająć byle jakie miejsce, urządzić je z pomysłem i już można kasować po sto złotych od każdej godziny zabawy, w dużych miastach po dwieście i więcej. A ruch jest, bo oferta trafia w gusta wszystkich, którzy chcą ciekawie spędzić czas, ale nie mają gdzie pójść.
Tragedia wydarzyłaby się wcześniej czy później
Tylko że wcale nie ze względu na charakter samej zabawy. Nie miało znaczenia, że dziewczynki były zamknięte. Nie miało też znaczenia, że nie było z nimi opiekuna. Pożar, spowodowany przez wybuch nieszczelnej instalacji gazowej, odciął drogę wyjścia na korytarz, a w oknach znajdowały się kraty. Nawet, gdyby drzwi były otwarte, na nic by się to nie zdało. Równie dobrze mógł być tam salon fryzjerski albo gabinet dentystyczny, finał byłby taki sam.
Problem stanowiło prawo, które nie nakłada na firmy mieszczące się w domach jednorodzinnych takich obostrzeń dotyczących bezpieczeństwa pożarowego, jak na firmy w budynkach użyteczności publicznej. Gdyby escape room podlegał kontroli, inspektor z całą pewnością nie zgodziłby się na prowadzenie w takich warunkach żadnego interesu. Ale jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone i wadliwa instalacja znajdowała się tam, bo po prostu mogła.
Nasuwa się oczywiście pytanie, jak bardzo ograniczoną wyobraźnię trzeba mieć, żeby coś takiego zamontować przy wejściu i ignorować unoszący się zapach gazu (kilka dni przed tragedią o dziwnym zapachu pisał na fanpage’u firmy inny klient). Niefrasobliwość, może powodowana chęcią szybkiego i łatwego zysku, jest tutaj porażająca.
Jest sensacja, to walimy nią jak w bęben
Tak działają media, wiadoma sprawa. Wydarzenie z miejsca zyskało podobny rozgłos jak sprawy w rodzaju mamy Madzi, zwłok odnalezionych w rzece, dzieci w beczkach etc. Szkoda tylko, że oberwało się jak leci wszystkim właścicielom escape roomów i ucierpiała sama idea zabawy.
Wywołane do tablicy MSWiA urządziło pokazową kontrolę, w wyniku której zamknięto dziesiątki lokali. W czasie kontroli stwierdzono m.in. nieprawidłową wysokość i szerokość wyjść ewakuacyjnych, zbyt długie drogi ewakuacji, brak odpowiedniego oznakowania. Sęk w tym, że nikt wcześniej pokojom zagadek takich wymagań nie postawił. Jak zwykle, mądry Polak po szkodzie.
Nie wiem jak Wy, ale ja właśnie wybieram się do escape roomu
Bo wiecie, to jest naprawdę dobra zabawa. Świetna na pierwszą randkę, integrację w pracy czy urodziny. Lubię pokoje zagadek i nie zrezygnuję ‒ musiałabym przestać wychodzić gdziekolwiek, bo przecież w sklepie albo w gabinecie lekarskim jakiś niezbyt rozgarnięty osobnik też mógł umieścić potencjalnie niebezpieczną instalację. W dodatku po rygorystycznych kontrolach mam pewność, że dany escape room jest w porządku. Co najlepsze, można teraz do woli przebierać w wolnych terminach.
Szkoda tylko właścicieli, którzy włożyli wiele pracy i wysiłku w to, by ich pokoje zagadek były bezpieczne, a jednak stracili większość klientów. Mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni.