Zanim usiadłam do napisania tego tekstu, zrobiłam krótkie rozeznanie wśród przyjaciół. Przecież muszą istnieć jakieś powody, przez które większość mojej paczki odpuściła cotygodniowe wyjścia do kina i zdecydowała się postawić na seanse w domu (kliknij tutaj, żeby zobaczyć, co sama wybrałam po długich zastanowieniach jako „zastępstwo dla kina„).
Spośród odpowiedzi swoich znajomych wyszczególniłam 5 najczęściej powtarzających się. Muszę przyznać, że w zasadzie wszystkie pokryły się z tym, co wypisałam sobie wcześniej na kartce. Mało tego! Jestem pewna, że część z nich zabrzmi dla Was co najmniej znajomo.
Dlaczego zatem, ja i moi znajomi, przestajemy chodzić do kina?
Spis treści
#1 PONIEWAŻ TRZEBA SIĘ RUSZYĆ Z DOMU
Trudna to prawda, ale jednak prawda. Wszyscy wiemy, że o ile ruch to zdrowie, to ruszanie się z domu po ciężkim dniu albo tygodniu w pracy, zwyczajnie boli. Seanse filmowe w domu, takie jak te, które znajdziesz pod tym linkiem, załatwią sprawę. Dużo łatwiej jest usiąść wygodnie na kanapie, wyprostować nogi i nie musieć już nic więcej.
No może poza dokładaniem sobie popcornu i jako takim orientowaniem się w fabule oglądanej produkcji (a i to nie zawsze, bo przecież w razie niespodziewanej drzemki, można taki film obejrzeć raz jeszcze!).
#2 PONIEWAŻ JEST ZA DUŻO CZEKANIA
Otóż to. Żeby jeszcze człowiek miał pewność, że po dotarciu na miejsce bez problemu odbierze swój bilet, kupi coś do przekąszenia, usiądzie na swoim miejscu i zacznie oglądać film. Nic z tych rzeczy! Nie wiem jak Wam, ale mnie od dłuższego czasu wyprawa do kina kojarzy się przede wszystkim z czekaniem.
Na bilet, w kolejce po popcorn, do toalety, przed wejściem do sali i – co najgorsze – na film. Bloki reklamowe przed seansem potrafią trwać wieczność! A w każdym razie tyle, że w oczekiwaniu na ich koniec, pochłania się lwią część prowiantu, na którego zakup poświęciliśmy tak wiele czasu.
A jak to wygląda w domu? Totalnie inaczej. Od zajęcia ulubionego miejsca przed telewizorem do rozpoczęcia seansu, dzieli nas zaledwie kilka ruchów kciuków na pilocie. Nie ma reklam, nie ma czekania, nie ma ryzyka, że „posadzą nas” w trzydziestym siódmym rzędzie, przed za wysokim kolegą, którego ulubioną rozrywką w trakcie oglądania filmu, jest jego głośne komentowanie. Jest za to rozrywka w czystej postaci. No i raz na jakiś czas porcja popcornu, którego zrobienie często trwa dłużej, niż start samego seansu 😉
#3 PONIEWAŻ NIE WSZYSTKO WOLNO
Cóż, muszę przyznać, że należę do grona osób, które dość wyraźnie przeżywają to, co widzą na ekranie. Czasem głośno się zaśmieję, innym razem wybuchnę płaczem albo krzyknę z przerażenia. Bardzo często też, podpowiadam bohaterom, co i jak mają zrobić. Oczywiście na głos.
Czy to problem? W kinie na pewno. Ciężko wytłumaczyć pozostałym widzom, że pewne reakcje są od nas niezależne. Zwłaszcza, że podobne zachowania u innych zazwyczaj mocno mnie irytują. W kinie czuję, że nie wszystko mi wolno. A już na pewno, że nie wszystko wypada. Po co skazywać się na 2h w takim klimacie?
#4 PONIEWAŻ LUDZIE MLASZCZĄ I DZIAMIĄ
Tak! To chyba jeden z najważniejszych powodów, dla których przeniosłam się z sali kinowej na swoją (lub czyjąś – w zależności od wieczoru) kanapę! Być może jest na świecie człowiek, któremu nie przeszkadza, kiedy sąsiad w kinie dziamie, mlaszcze, chrupie i siorbie. Ja nim nie jestem – SERIO.
Nie umiem się wtedy skupić na filmie i całą swoją uwagę kieruję w stronę osoby wydającej podejrzane dźwięki. Złoszczę się i wkurzam, choćby film na ekranie był najbardziej łzawą komedią romantyczną świata.
#5 PONIEWAŻ PRZESTAJE SIĘ TO OPŁACAĆ
Nie oszukujmy się, to nie są tanie rzeczy. Każdy kto chce wybrać się na film w weekend, zjeść duży popcorn, popić colą i zwyczajnie wyluzować, musi być przygotowany na wydatek większego rzędu. Bilet – spokojnie powyżej 30zł. Cola i popcorn – kolejne 20zł. Decydując się na seans w domu – nawet biorąc pod uwagę płatny film VOD, dwie paczki ulubionych czipsów i potrójny napój – wydaję dużo, dużo mniej. Strach oszacować, jak takie wyliczenie wypada, jeśliby wziąć pod uwagę rodzinę z dwójką dzieci.
Co prawda, niektóre kina mają w swojej ofercie sporo tańsze bilety, można je jednak kupić tylko w wyznaczone dni. Jak wiadomo, Polacy lubią takie okazje, więc sale kinowe atakują wtedy prawdziwe hordy – mniej lub bardziej okazjonalnych – kinomaniaków. Poza tym, nie wiem jak Wy, ale ja często nie mam siły i ochoty, by w środku tygodnia decydować się na takie wyjście. Niektórych to urządza – mnie zupełnie nie.
Nie samym kinem filmoholik żyje!
Może też zasiąść przed własnym telewizorem, na własnej kanapie i we własnym (albo i nie) salonie! Zwłaszcza, że zorganizowanie prywatnej „sali kinowej” w domu (rzutnik + ekran + zestaw głośników 5.1), leży w zasięgu finansowym coraz większej liczby rodzin.
Zauważcie też, że operatorzy tv układają swoje oferty tak, aby zaspokoić oczekiwania nawet największych maniaków kina. Ja zamieniłam koszt biletu do kina na całomiesięczny dostęp do platformy telewizyjnej. W tej chwili nc+, która właśnie wystartowała z poświąteczną wyprzedażą promocji (można je sprawdzić tutaj). Co mnie do niej przekonało? Przede wszystkim możliwość korzystania z wypożyczalni Premiery VOD+, która zbiera najnowsze produkcje filmowe dosłownie chwilę po tym, jak pojawią się w kinach.
Poza tym programy można tu oglądać w jakości HD, nie ma reklam, które w normalnej telewizji potrafią trwać „dłużej, niż cały film”, no i – co ważne – nc+ daje możliwość korzystania z opcji Multiroom – jeden abonament pozwala na jednoczesne oglądanie różnych programów aż na 6 telewizorach.
Czego chcieć więcej? Chyba tylko wygodnej sofy, chrupiących przekąsek i lampki dobrze schłodzonego wina – w kinie nie ma na to szans!
Artykuł powstał we współpracy z marką