Mam słabość do tekstów, które tak blisko dotykają codziennego życia, a konkretnie tych aspektów, o których nawet nie myślimy. Bo myślimy bardziej o pracy, o kredycie, o przeciekającym prysznicu i tych wstrętnych sąsiadach z góry. A jakby tak zwolnić i to dzięki przemyśleniu ,,tak ważnych błahostek’’?
Spis treści
Gdzie szukać tego slow life?
To pytanie zadała sobie nasza zaprzyjaźniona blogerka, Dagmara z bloga Socjopatka. Sama praktykuje slow life, a ja czytając jej wpis (znajdziecie go tutaj) zainspirowałam się trochę, aby zweryfikować jej triki, pomyśleć nad tym, co ja mogę wdrożyć, a co już robię. Dagmara, podkreśla m.in. skupienie się na tym, co tu i teraz. Czyli sięgamy do codzienności. Wieczne wracanie do przeszłości lub gdybanie nad przyszłością potrafi odebrać przyjemność z teraźniejszości czy nawet przeszkodzić nam w skupieniu się na obecnym dniu. Zgadzam się, że trzeba pamiętać o przeszłości, bo w ten sposób uczymy się lub potrafimy analizować. Plan na przyszłość – też ważne! Ale jednak bardzo brakuje nam tego oklepanego ,,carpe diem’’ – skupiamy się na jednej rzeczy, nie kilku. Myślimy o tym, co gotujemy. Skupiamy się na czytanej książce lub oglądanym filmie. Mnie ciężko obejrzeć coś z pełną uwagą. Zupełnie nie wiem czemu, ale podejrzewam, że trochę treningu mogłoby to zmienić. Multitasking ma na ogół dobrą opinię, ale zastanówcie się – czy aby na pewno Wam wychodzi? Co Wam daje? Ja wiem, że u mnie bardziej szkodzi niż punktuje. Może to kwestia moich predyspozycji, a może tego, że to jednak przereklamowany termin.
Nie jak nie
Socjopatka pisze, że nauczyła się odmawiać. To bardzo trendy praktyka, bo myślałam ostatnio o niej w kwestii zero waste. Odmawianie powinno stanowić bardzo ważny czynnik w naszym życiu. Nie chodzi o bycie chamem i ciągłe mówienie innym – nie. Nie chodzi też o biczowanie się i odbieranie przyjemności. Odmawianie powinno uczyć nas tego, że nie zawsze musimy robić coś, na co nie mamy ochoty albo ma to tylko uszczęśliwić innych. To też odmawianie sobie rzeczy, których na pewno nie potrzebujemy. Bo na dłuższą metę widać, że mniej znaczy więcej. Takie zrównoważone życie może zaowocować bardziej przemyślanymi zakupami, czyli większym portfelem i np. mniejszą ilością generowanych śmieci. Myślę, że odmawiać powinniśmy sobie również w aspekcie służbowym. Jeżeli wiecznie czujemy, że to co robimy powoli nas niszczy, to może warto zastanowić się nad wyhamowaniem i znalezieniem czegoś, co bardziej do nas pasuje.
Coś dla ciała
Slow life nie istnieje na pewno bez powrotów do korzeni. Czyli wszelkiego rodzaju medytacji, ćwiczeń, jogi czy natury i czasu tylko dla siebie. Dagmara daje okejkę tym wszystkim czynnością i aktywnie je praktykuje. Ja dużej wiedzy o jodze nie mam, ale jestem pewna, że któregoś dnia i mnie to zarazi. Natomiast zwrócenie uwagi na naturę i czas indywidualny, jest bardzo mi bliskie. Po długim okresie pracy zdalnej doceniam nawet krótki i energiczny spacer po osiedlu. Nie wspominając o weekendzie za miastem lub przechadzką po lesie. Ale jeszcze bardziej cenię właśnie ten czas dla siebie. Od kiedy pamiętam umiałam się zająć sobą i nie miałam problemów z nudą. Teraz, kiedy stale tyle się robi, łatwo zatracić te momenty spędzone z ulubioną grą czy serialem. Albo spędzone na jakimś hobby. Albo po prostu wyciszając się na kanapie. Jeżeli nie poświęcimy samej sobie choć chwili tygodniowo, to ja nie widzę innej przyszłości, jak ta z wrzodami i nerwicą.
Czyli slow life jest na wyciągnięcie ręki. Nie potrzebujemy podręczników, nowego sprzętu czy grupy osób. Można zacząć tu i teraz i na swój sposób. Niby wydaje się to wszystko nudne, zwłaszcza dla pracoholików lub tych kochających adrenalinę. Ale jeżeli i im przyjdzie pora kryzysu, to nie widzę łatwiejszego sposobu na to wyhamowanie i zadbanie o wewnętrzny spokój.